Stałem w jednej sal lochu przed sodą miałem dwadzieścia
siedem osób.
Dianę w nowej czarnej sukni. Na ziemi wraz z bladym pudrem
mogłaby uchodzić za jakąś gothic lolite.
Zaria w pełnej czarnej szacie z nakryciem głowy ze
zwieńczeniem w kształcie półokręgu z którego boków spływały dwie czarne wstęgi
Twarz zaś zakrywał welon. Cały strój zaś był ozdobiony purpurowymi akcentami.
Prócz nich było jeszcze jest jeszcze dwudziestu pięciu
członków pajęczej gwardii.
-Słuchajcie mnie uważnie. Jutro rano udajemy się do Worgl. Jak zapewne wiecie, władca Worgl jest naszym
głównym klientem, który skupuje nasze mikstury, dlatego macie zachowywać się
porządnie w Worgl. Żadnych bójek, pijaństwa lub zaczepiania dziewcząt.
Najważniejsze macie nie wspominać o kulcie, ani o Nekroli. Pamiętajcie, że
nadal się ukrywamy.
Nie zamierzam się afiszować z tym, że jestem panem
nieumarłych, ani z wiarą w Nekroli. W każdym razie jeszcze nie… Jakby nie
patrzeć mam armię i mogę swobodnie rozbudowywać ją do dziesiątek lub setek
tysięcy, ale nadal to małe terytorium łatwe do zalania wielką falą wojsk.
Miałbym wdawać się w wojnę by zostać na kupie gruzów? Nawet jeśli bym wygrał to
byłoby bardziej niż pyrrusowe zwycięstwo. Zresztą schodzimy z tematu.
-Od teraz wszystko co powiem jest tajne. To znaczy, że macie
o tym nie rozmawiać, zwłaszcza w Worgl. Wszyscy zrozumieli.
Zmierzyłem wszystkich spojrzeniem.
-Po pierwsze udamy się do Worlg by nawiązać umowę, która
zapewni nam środki do wydobycia i wytopu pobliskich złóż srebra. Po drugie.
Doszły mnie słuchy, że część młodych mężczyzn z naszego miasta zaczęła
nachalnie zalecać się do każdej dziewczyny w mieście.
Kilku chłopaków spojrzało w bok. Udam, że tego nie
widziałem. Diana i Zaria spojrzały na nich nieprzychylnie. Co się im dziwić?
Musiały znosić podobne traktowanie ze strony baronowych, chociaż moi nie
przekroczyli, ani nie naruszyli żadnej granicy.
– By ukrócić takie sytuacje, wraz z radą miejską uznałem, że
w mieście potrzebny jest zamtuz. Diana później o tym porozmawiamy. To tyle.
Rozejść się i przygotować do drogi.
Wieczorem musiałem jeszcze porozmawiać z Dianą i Zarią. Tak
martwiły się losem dziewcząt, zwłaszcza Diana. Nie dziwię się, była blisko
podobnego losu. Też o tym myślałem. Myślę, że po prostu dam wybór niewolnicą, a
po kilku latach pracy zwrócę im wolność.
***
Droga do Worlg minęła bez problemów z jednym wyjątkiem. Po
drodze mieliśmy małą atrakcje. Mianowicie w połowie drogi napadli na nas
bandyci. Właściwie podobny poziom co baronowi.
Dałem się wykazać moim podwładny, sam nie uczestniczyłem
chyba, że ktoś zaszedł ich o tyły wtedy ściągałem go zaklęciem. Początkowo było
ponad pięćdziesięciu drabów. Po wszystkim zostało mniej niż dziesięciu.
Gwardziści zaś nie zebrali nawet zadrapania.
-Widzieliście jak dokopaliśmy?
-Skopaliśmy im tyłki.
Poczułem, że muszę interweniować.
-Tak pajęczy gwardziści, wygraliście. Wszystko dzięki temu,
że zostaliście dobrze wyszkoleni i umiecie korzystać z tej wiedzy. Jednak nie
popadajcie w próżność. Gdyż to właśnie pycha, próżność i przekonanie o własnej
wielkości ciągnie człowieka w dół, powoduje jego upadek i nie pozwala mu się
rozwijać. Przypomnijcie sobie Barona, który był zwykłym bandytą. Jak stoczył
się zakon do którego należał Kruk. Za tym wszystkim stała pycha i duma.
Strzeżcie się ich bo to one posprzedają upadek. Trzymajcie są dumę na wodzy,
gdyż to da wam coraz większą siłę. W tę właśnie siłę będziemy rosnąć. Pracujcie
pilnie bo powrót naszej bogini jest bliski. Wszyscy musimy pracować razem nad
tym zbożnym celem. Nie ustawajcie w wysiłkach i przynoście naszej bogini ofiary
tak jak dziś, by mogła odzyskiwać swą moc i rosnąć w siłę.
-Co ty pierdolisz świrze?! Niby jak się udało wam nas
pokonać cwele?!
Poprawka poziom niższy niż sługusów Barona. Zaraz… jeden…
dwa… trzy… osiem. Dobrze się składa.
-Zaria! Czyń swoją powinność.
-Powinność… ale ja jeszcze nigdy sama tego nie robiłam.
-Wierze w ciebie. Setra chwalił twoje postępy, uwierz w
siebie. Jedyną osobą, która może cię powstrzymać to ty sama.
-Co ty możesz dziwko? Ssij mi pałę!
W tym momencie Zaria drgnęła. Wygląda na to, że przypomniała
sobie coś złego. Nie chcę się domyślać co dokładnie. Głupek podpisał na siebie
wyrok.
-Nekroli, Purpurowa Pajęczyco, Pani Śmierci, Nieprzebłagana
Egzekutorko, Królowo Nie-Śmierci. Proszę pozwól mi być twoim ostrzem. Niech
plugawi doznają wiecznych męczarni, a godni niech kroczą wśród twej świty.
Z tą krótką modlitwą dźgnęła najbliższego bandytę. W tym
momencie zaczął krzyczeć jakby poddawano go nieopisanym torturą, a jego ciało
zmieniło się w półpłynną masę, którą wchłonął sztylet. Reszta tej hardej bandy
zamilkła. Tak zwani twardziele srają po gaciach jak tylko śmierć na poważnie
zajrzy im w oczy. To mi się nigdy nie znudzi.
-Nie!!!
-Litości!!!
-Ja tylko robiłem co ni kazano!!!
-Dołączyłem dopiero wczoraj!!! Nic złego nie zrobiłem!!!
-Jeśli macie serca po właściwej stronie dołączycie do
uprzywilejowanych w królestwie Nekroli.
Wszyscy zmienili się w marną półpłynną masę. Nie warto o tym
nic więcej wspominać.
****
Do miasta weszliśmy bez problemu a na rozmowę z Vormisenem
umówiłem się na jutro. Zluzowałem drużynę, a sam zamknąłem się w moim pokoju w
karczmie.
-Wejdź.
Ze ściany wypłynął purpurowy cień.
-Witaj mój panie!
-Do raportu.
Jakiś czas temu wysłałem upiory do każdego z okolicznych
miast. Informacje to potęga.
-Słucham?!
To dopiero informacja w tutejszej gildii alchemików jest
ktoś proponuje zmiany w aktualnym modelu produkcji. W bardzo bliskiej
przyszłości może przerodzić się to w fabrykę podobną do mojej. Wygląda na to,
że będę miał konkurencje. Jak by tu zareklamować moje produkty, by były
bardziej atrakcyj…
-CO? JAK TO WYRZUCILI GO Z GILDII ALCHEMIKÓW?!
Z tego co mówi mój sługa wszystko zaczęło się od tego, że
jakiś czas temu na rynku pojawiły się czerwone mikstury, które nie wiedząc jak
były bardzo tanie. Początkowo myślano, że to oszustwo, jednak okazało się, że
ten nowy towar działa, ale w niewielkim stopniu ustępuje ich wyrobom.
Stało się tak jak przewidywałem, konsumenci wybrali mój
towar. Jakość i efekty były w porządku i na dodatek cena była niska. W gildii
alchemików pojawił się pewien niemłody już eliksirowar i imieniu Ratofer. Próbował
namówić gildie do zmiany modelu działania. Przedstawił projekt wielkich kadzi i
warzenia za jednym razem ogromnych ilości mieszanki. Właściwie to bardzo
podobne do mojego systemu. Jednak ja oparłem się na wiedzy z mojego świata. On
mógł to usłyszeć od jakiegoś innoświatowca, albo sam to wykombinował. Jeśli sam
to znaczy, że jest zdolny do nieszablonowego, wręcz do rewolucyjnego myślenia.
Jednak cała reszta gildii robiła mu wbrew. Coś o dbaniu o jakości, niemożności kontrolowanie
procesu itd. Skończyło się na tym, że o wywalili za jak to określili „bulwersującą
obrazę dla sztuki alchemicznej połączoną
ze skrajnym nieprofesjonalizmem i partactwem”.
Z tego co widzę góra gildii alchemików to niereformowalni
tradycjonaliści. Czemu bez przerwy wpadam na takich idiotów. Ktoś się nie
rozwija ten jest pierwszy w kolejce do wyginięcia. Skoro o tym mowa, to
zastanawiam się jak to możliwe, że głupota nie wyginęła w procesie ewolucyjnym.
-Nadal jest w mieście? To dobrze mogę… CO?! Planują go
przegnać?!
Przecież wywalili go z gildii ledwie wczoraj. Nie zamierzam
marnować śliny na dalsze komentarze dotyczące tej sprawy. Zresztą to już nie
pora na gadanie tylko na działanie.
***
Ratofer akurat wracał wściekły z karczmy. Banda
zarozumiałych głupców. Ratoferowi też niezbyt podobał się pomysł z celowym
produkowaniem gorszych jakościowo mikstur, ale nie widział innej opcji. Na rynku
pojawił się nowy gracz, który sprzedawał duże ilości mikstur w niskiej cenie.
Nie był to jednak jakiś szarlatan sprzedający „cudowne” lekarstwa, jak
początkowo sądzono. Oferował bezpieczny i działający towar w przyzwoitej
jakości. Mikstury stały się dla tych, których dotychczas nie było na nie stać,
a ich dotychczasowi klienci wybierali dobry i tańszy produkt. Nowy gracz zaczął
dominować rynek eliksirów i wszystko wskazywało na to, że wygryzie ich z
interesu.
Początkowo uważali to za jedną z kupieckich sztuczek na
pozbycie się konkurencji. Przez jakiś czas sprzedawaj towary za bezcen, by
wszyscy przyszli po twoje towary, gdy konkurencja zbankrutuje, wróć do
normalnych cen.
Tak się jednak nie stało i stało się jasne, że tajemniczy
gracz jest wstanie osiągnąć zysk i to prawdopodobnie nie mały.
Zaczął się głowić jak to możliwe, że utrzymuje tak niską
cenę przez kilka mięsiści i jeśli wierzyć plotką nadal osiąga zysk. W końcu w
karczmie podsłuchał rozmowę winiarzy o wielkiej kadzi, której zaczęli używać do
rozgniatania winogron.
To go olśniło. Ogromna kadź. Dotychczas wszyscy pracowali z
małymi kociołkami i pilnowali każdego szczegółu procesu warzenia. Z tego powodu
mogli produkować średnio kilkanaście mikstur jednego dnia. Jednak gdyby
zastosować jakąś wielką kadź i w jakiś sposób rozwiązać problem powolnego
butelkowania, to mimo iż niemożliwe by było dokładne kontrolowanie procesu
wytwarzania, to w ciągu dnia można było produkować… To zależałoby od kadzi, ale
setki, a może nawet tysiące?!
Rozgryzienie tego całego procesu stało się jego obsesją. W
końcu udało mu się opracować prototyp. Wielka kadź, która prowadziła do różnych
dodatkowych aparatur, na koniec rozlewnia z wieloma kranami.
Swój projekt przedstawił na zlocie alchemików, ale takiej
reakcji się nie spodziewał. Jego projekt został odrzucony, a on zmieszany z
błotem do tego stopnia, że usunięto go z gildii alchemików. Z tego powodu
chodził teraz wściekły.
Był już w pełni osiwiały i pomarszczony, ale czuł, że to on
ma racje.
Coś mu mówiło, że na tym się nie skończy.
-Mistrz Ratufer?
Odwrócił się. Okazało się, że uliczki wyszedł młody
mężczyzna w dziwacznym stroju. Długa szata, jakiś napierśnik z naramiennikami i
wysoki kapelusz bez rondla. W dłoniach zaś miał laskę zakończoną czaszką. Mag?
-Tak, a kto pyta.
-Jestem Sandar. Watażka Wyrzutków z Pittsburga.
Watażka wyrzutków z innego miasta? Słyszał o przewrocie w
Pittsburgu, ale informacje zawsze wydawały mu się jakoś ubogie.
-Co Watażka Wyrzutków z innego miasta robi w Worlg?
-Prowadzą interesy w Vorsenem. Rozprowadza moje eliksiry.
Wprowadziłem je na rynek kilka miesięcy temu.
Eliksiry… zaraz… kilka miesięcy temu…
-Zgadza się to ja produkuje, tę eliksiry, które namieszały w
gildii alchemików. Gratuluje rozgryzienie mojej metody produkcji.
Więc to on to obmyślił. Jest młodszy niż myśllałem.
-Czego Pan ode mnie chcę?
-Ostrzec. Gildia alchemików chce pana usunąć na dobre.
To było zastanawiające, czemu gildia miała…
Jego rozważania zostały przerwane przez kilka zamaskowanych
postaci ze sztyletami. Bez ostrzeżenia ruszyły w ich stronę z morderczym
błyskiem w oczach. Zanim jednak zdążył zareagować napastnik był już przy nim i
spodziewał się, że już po nim.
Tak się jednak nie stało błysk fioletowej energii trafił napastnika
powalając go na ziemię. Pozostali stanęli jak wryci.
-Tan wąsaty jednooki nic nie mówił o magu!!!
-Nieważne!!! Zabić obu!!!
Nie zdążyli nawet się poruszyć gdyż od maga jednocześnie
wyleciało wiele białych obiektów, które trafiły resztę zbirów. Jeden zbirów
zdążył spojrzeć na długie obiekty wystające mu z piersi. Jego ostatnią myślą
było to, że jakoś kojarzą mu się z kośćmi.
Ratufer był w stanie emocjonalnym, którego nie był wstanie
dokładnie określić. Był jeden wąsacz z jednym okiem, którego znał. Był nim
aktualny mistrz gildii alchemików. Po prostu zabrakło mu słów.
-Nie może pan zostać już w tym mieście. Tak się składa, że
mam dla Pana propozycje.
-Słucham.
-Jak Pan wie prowadzę zakład produkujący mikstury. Szukam
kogoś, kto stanie na jego czele i będzie nim zarządzał w moim imieniu. Dobrze
Pana wynagrodzę.
Radufar się chwilę zastawiał. Po prawdzie stracił swoje
miejsce w gildii, nasłano na niego zabójców i tylko patrzeć jak spróbują
ponownie i jeszcze spalą mu warsztat. To była najlepsza opcja jaką miał do
wyboru.
-Przyjmuje propozycje, mój Panie.
-Cieszy mnie. Chodźmy do ciebie. Nie zdziwię się jeśli
wysłali zbirów by zdemolowali twój dom. Wezmę moich ludzi. Cieniu.
Nagle z nikąd wyłoniła się mgła. Z tej mgły uformował się
humanoidalna postać w metalowej masce.
-Cieniu udaj się do gospody i powiadam pajęczych gwardzistów
oraz Dianę i Zarie by natychmiast stawili się w miejscu które ci wskaże. Mają
być gotowi do walki. To jest rozkaz.
Wolałem by nikt nie znalazł tych ciał. Schowałem je w mojej przestrzeni
magazynującej, potem jakoś je wykorzystam.
-Chodźmy.
W tym czasie Ratofer myślał sobie, że to nie tylko ktoś kto
wpadł na pomysł masowego produkowania mikstur lub wspiął się na pozycję watażki
wyrzutków. To ktoś kto rozkazuje jakimś dziwnym istotą. Zastanawiał się co
jeszcze skrywa.
Po paru chwilach doszli do domu Ratofera. Ktoś wszedł do
środka wraz z drzwiami. W środku okazało się, że moje przypuszczenia dotyczące
wizyty nieproszonych gości okazały się słuszne. Nie zdążyli jednak wyrządzić
jakiś poważnych szkód. Moi ludzie szybko przybyli i ich unieszkodliwili. Całość
przeżył tylko jeden bandzior. Gwardziści
wyszli bez ran. Tym razem nie unosili się dumą. Prezentowali chłodne
profesjonalne podejście. Jestem zadowolony. Później zaś musiałem wszystko
wytłumaczyć Ratoferowi w tym, to, że należymy do kultu zapomnianej bogini. Nie
wydawał się zaniepokojony, był wręcz bardzo zaciekawiony. Spakowaliśmy co
ważniejsze rzeczy Ratofera starając się zostawić jak największy bałagan.
Wieczorem mieliśmy imprezę. Nie pozwoliłem im jednak zbyt mocno pić, jutro
czeka nas praca.
Co z tamtym ostatnim zbirem? Chwała Nekroli.