poniedziałek, 21 września 2020

Krew i Mamona: Żądza i Zemsta.

 Uwaga: tekst na 7 600 słów. Ciąg dalszy w rozwinięciu.

W świecie zwanym Obris na pograniczu Technokracji i jednego z państewek wasalnych podległemu Teokracji znajdowało się miasto Looten. Nie różniło się zbytnio od innych miast technokracji, no jeśli odliczymy kilka szczegółów.

Miasto było zbudowane pod wielką bio-kopułą. Sama kopuła stanowiła swoisty mur obronny przed atakami Teokracji z naciskiem na magie kapłanów. Mimo tego wszyscy po obu stronach zdawali sobie sprawę z tego, że ryzyko inwazji ze strony Teokracji praktycznie nie istnieje. Jednak i tak kopułę zbudowana. Ci po z wybujałą fantazją gadali coś o podatkach i ukrytych kosztach połączonych z praniem pieniędzy. Zresztą nikt ich nie słuchał.

Drugą była stacjonująca tu pewna organizacja. Oficjalnie nazywali się „Kompania Najemnicza Czerwony Grot”. Jednak dawno przestali być kompanią najemników. Pojawili się w czasie wielkiej wojny między Technokracją, a Teokracją, która wybuchła dwadzieścia pięć lat temu po upadku wielkiej magicznej bariery. Odegrali wielką rolę w zwycięstwie technokratów i trwającym od ponad dwudziestu lat rozejmie. Ów rozejm trwał zresztą nieprzerwanie do dziś., chociaż na papierze dawno minął. 

Normalnie wojna dawno się zaczęła jednak żadnej ze stron nie zależało na kontynuowaniu wojny. Technokracja nie widziała żadnego łupu wartego długiej i kosztownej kampanii wojennej. Sama Teokracja straciła ogromną część swoich zasobów ludzkich i nie miała właściwie jak jednocześnie prowadzić wojny i bronić własnego terytorium.

Mimo wszystko żadna ze stron nie paliła się do ogłoszenia pokoju. Rząd Technokracji uważał Teokracje za zacofany ciemnogród trzymający lud siłą przesądów. Zaś ci pierwsi uważali tych drugich, za groźnych heretyków. Oba narody były swoim przeciwieństwem w każdym możliwym sposobie. Nie zależnie co zobaczyłem w Teokracji w Technokracji już z samej zasady musiało być na odwrót.

Samej organizacji to nie obchodziło, gdyż ubijali interesy zarówno z jedną jak i drugą stroną. Według nich technokratyczne pecuny były równie dobre jak teokratyczne korony.

Nikt jednak nie śmiał ich otwarcie nazywać zdrajcami, lub sprzedawczykami. Powodem była wielkość samej organizacji. Było to właściwie państwo w państwie. Niektórzy mówili, że to właściwie przywódczyni Czerwonego Grota jest faktyczną władczynią Technokracji. Często była po prostu nazywana Królową Zła. Nie było to przesadzone, gdyż jej poddania słynęli z brutalności. Prawdziwy dowód swoich umiejętności dali podczas wielkiej migracji, gdzie właściwie wybili do nogi wszystkie plemiona, które próbowały osiedlić się na terenie Technokracji nie szanując przy tym jej praw. Wielu mówiło, że kontrolują służbę więzienną i wszelkie brudne sprawki rządu. Nie zależnie czy to była prawda, czy też nie. Byli ostatnimi, których chciało się mieć za wroga. Powszechnie używana nazwa: „Czarci Legion”, mówiła sama za siebie.

Mimo całego swojego okrucieństwa nie byli bezduszni. Zakładali sierocińce, pomagali uciekinierom, współpracowali z wieloma innymi organizacjami i utrzymywali porządek tam gdzie stacjonowali.

Mimo tych wszystkich politycznych niuansów, dla tych którzy przybywali do Looten jak i tu mieszkali liczyły się okoliczne atrakcje. Najwięcej z nich oferowała dzielnica czerwonych latarni, nie bez powodu uważana za najlepszą i największą w Technokracji.

Dzielnice nadzorował Dwór Ladacznic. Najprościej mówiąc był to związek zawodowy składający się z prostytutek oraz właścicieli barów i kasyn. Sama organizacja ściśle współpracowała z Czerwonym Grotem. Dotyczyło to nie tylko zleceń i ochrony.

Wzajemna sieć wzajemnych  powiązań w tym mieście przypominała wielką pajęczynę, a nad wszystkim czuwała jedna osoba, która co jakiś czas poruszała za jakąś nitkę.

Większość ludzi żyła sobie jednak normalnie w błogiej nieświadomości w mieście nad, którym właśnie wstawało słońce.

Dzielnica czerwonych latarni już dawno zakończyła swoją pracę, a pracujące dziewczyny kończyły odsypianie ciężko przepracowanej nocy.

Przy ulicy Panieńskiej 69 znajdował się dom publiczny „Chryzantema”, w jednym z pokojów spała jedna z pracownic. Nie był to spokojny sen wierciła się na łóżku bardziej niż podczas stosunku z klientem, do tego jęczała przez sen.

poniedziałek, 7 września 2020

Ostatnie Szlify.

 W pokoju, który unosił się w powietrzu na fotelu siedział wąsaty grubas w krótkich spodenkach i przykrótkim podkoszulku. 


-No co?! Wygląd jakiegoś psychologa mi się znudził. I nie jestem kiepski. Zapamiętajcie to sobie. 


Spojrzał na ustawiony przed sobą telewizor. Na ekranie było widać niezwykle bladego młodego mężczyznę o czarnych włosach, za nim zaś były dwie dziewczyny w bardzo odkrywczych ubraniach.


-Tak to ja Kaoticno. Myślicie, że niby kto? Fedek Kiepski?


Po chwili sięgnął w bok i wepchnął do ust wielką garść chipsów i zaczął je w bardzo wyraźny sposób przeżuwać. 


-Zanim zaczniemy chce wam przypomnieć o blogu NFSW autora nowelki. I powiadomić, że zaczął nagrywać filmy na youtube. Nie podobało mu się na FB więc przeniósł się na twettera. Macie linki.


https://twitter.com/Tomasz46987213

https://www.youtube.com/channel/UCpoj6xvWVVF5RvpSJvaDkDA?view_as=subscriber


-Pamiętajcie o subskrypcjach i obserwacji. No to lecimy. Jednak najpierw. 


W tym momencie Kaoticno zmienił się w czarnoskórego rapera, a przed nim pojawił się wór pełen białego proszku. Worek zdobił napis „Wydestylowane w Medelin”.


-Wciągnę cały ten towar, to dopiero będzie jazda.


***


***


-Co z szefem?


-Siedzi w tej Sali świątynnej i nie wychodzi. 


-Może powinniśmy mu coś zanieść?


-Przecież szef nie musi jeść, ani pić. Po za tym jest tam jeszcze ten popaprany klecha.


-No tak.


Od kilku dni Sandar nie wychodził z Sali świątynnej. Postanowił zebrać myśli. Medytacja w świątyni wydała mu się najlepszą metodą do osiągnięcia tego celu. 

Oczywiście przed pogrążeniem się w myślach pozostawił poddanym kilka rozkazów, ale były one dość proste. Nie okłamując się w lochu nie było zbyt dużo pracy. Z tego powodu większość ghuli spędzała czas na pogaduszkach i grach ciesząc się suchym i ciepłym schronieniem. W większości mieli na sobie czarne płaszcze by zakryć żenujące zbroje jakie mieli pod spodem. Doskonale wiedzieli, że to co mieli na sobie, było warte tyle by wyżywić kilkuosobową rodzinę przynajmniej przez kilka miesięcy, ale tej krój… uch.


Większym problemem był zaś ich nowy „towarzysz” Setra. Kapłan Nekroli uznał za swój cel nawrócenie poddanych nowego proroka swej bogini. Z tego powodu przez jakiś czas musieli słuchać jego nauk. 


Czuli pewien opór przed naukami zupełnie nieznanego im bóstwa, ale z jednym musieli się zgodzić. Byli wyrzutkami ze świata ludzi i pogardzani przez pana umarłych. Ta nowa bogini miała im zapewnić akceptacje. 


Wszystko to wraz z tym co działo się pod rządami barona tworzyła dość nieprzyjemny wir myśli, który kłębił się gdzieś z tyłu ich głowy. Tak jak to nieprzyjemne myśli mają w zwyczaju. 


Właściwie to najwięcej czasu z Setrę spędzała Diana i Zaria. Kapłan pod nieobecność Sandara miał nadzorować jej trening magiczny. Zwarzywszy na to, że sam był obeznany w nekromancji nadawał się do tego idealnie. Co do Zarii miał inne plany, próbował ją przekonać do zostania akolitą, jednak ta się opierała twierdząc, że nie nadaje się do kapłaństwa. 


Gagaran najmniej się opierał. Przygłupi nieumarły ogr bardzo szybko uznał Nekroli za swoje bóstwo. Był oddany Nekroli tak jak przysłowiowy Seba lokalnemu klubowi piłki nożnej.


Podsumowując nowy mieszkaniec lochu dość mocno wgryzł się w lokalną społeczność. Nikt też specjalnie nie protestował. Na obecną chwilę nikogo to jednak nie obchodziło. Wszyscy podskórnie czuli, że nadchodzi już czas.


Sandar w końcu wyszedł z sali świątynnej i zwołał zebranie swoich wspólników. Na jego rozkaz stawili się wszyscy sołtysi wiosek, oprócz nich byli Diana, Zaria i Setra. Sołtysi byli w ponurym nastroju.


-Mam już plan pozbycia się barona jednak, najpierw chcę usłyszeć jak wygląda wasza sytuacja.


Sołtysi spojrzeli po sobie, w końcu ojciec Diany przemówił.


-Baron, planuje egzekucje. Chce zabić po kilku chłopów z naszych wsi.


-Słucham?


-Zamierza wszystkich zagnać w jedno miejsce i urządzić widowisko!!!


Ktoś ryknął z boku, a ja musiałem powstrzymać Setre gestem. 


-Chyba rozumiem. Baron zauważył, że wasza sytuacja uległa poprawie. Uznał, że ukrywacie przed nim zboże, albo pieniądze, więc chce wasz nastraszyć. Zwłaszcza, że zbliżają się żniwa.


Ten typ już dawno przestał robić na mnie wrażenie. Idealny przykład niewłaściwej osoby  na niewłaściwym miejscu. 

-Kiedy i gdzie ma się odbyć ten… pokaz?


-Za cztery dni w mieście pod zamkiem.


-Jesteście pewni, że wszyscy się zbiorą? Żołnierza Barona też?


-Tak.


To mi na rękę. 


-Jak wspomniałem mam plan! Uderzymy w dniu egzekucji i wybijemy Baronowych. 


-Jest nas za mało! Nie mamy armii!


-Ja mam armie. Pokaże wam.


Zobaczenie ich min było… zabawne. Armia nieumarłych zrobiła na nich wrażenie.


-Jest ich około 2 000. W zupełności wystarczy. Oprócz tego wykopaliśmy tunel aż pod Pittsburg. Możemy zaatakować miasto od środka w kilku punktach. Dobrze, teraz omówmy pozostałe sprawy.


W tym roku zbiory nie były najlepsze, jednak powinny wystarczyć na przetrwanie roku. Ten rok będą mieli wolniznę.


-Panie skąd pan weźmie własne pieniądze?


Zapytał jeden z sołtysów. Przyzwyczaili się, że lordowie żerują na ich pańszczyźnianej pracy. Wyciągnąłem fiolkę z eliksirem i im pokazałem.


-Mam mały układ z Worgl, będę produkował eliksiry, a oni je kupią. Jak widzicie sam mogę na siebie zarobić. Sam Pittsburg na tym co zgromadził Baron. Po wolniźnie będziecie płacić podatki tylko mnie i nikomu innemu.


-A świątynie.


-Czy jakikolwiek kapłan tu pozostał lub w jakikolwiek sposób wam pomógł?


Spojrzeli po sobie. Oczywiście, że żaden im nie pomógł.


-Skoro żaden bóg wam nie pomógł, nie macie żadnego interesu by służyć ich kapłanom. 


-Żyć bez bogów?!


Dla współczesnego człowieka na ziemi, nie byłoby to tak szokujące, ale dla ludzi rodem ze średniowiecza to był szok i coś całkowicie nie do pomyślenia.

-Nie otóż jest jedno bóstwo, które zesłało wam pomoc. 

Przez ten czas opowiadałem im o Nekroli, jej sporze z bogiem umarłych i zasadach wiary. To była jedna z tych rzeczy nad którymi myślałem tak długo. Musiałem sporo dyskutować na ten temat z Setrą. Kto się nie rozwija ten ginie. Nieco zmieniłem doktrynę z „Wszystko co żywe musi dążyć do śmierci” zmieniłem na „Pielęgnuj piękno życia, by mogło spokojnie dojść do Nekroli”. Pierwsze wrażenie wypadło pozytywnie. Zresztą nie musimy się martwić to nie tyle zakazana co zapomniana wiara, ale i tak lepiej zachować dyskrecje. 


Ostatnią kwestią były ghule jak i sama armia, a właściwie używanie jej po pokonaniu barona.


Pod Pittsburgiem zbuduje sub-loch, który będzie pełnił rolę mieszkania ghuli, miejsca religijnego jak i fabryki mikstur. Wystarczy tylko obudować tunel do głównego lochu. Ghule będą mieszkać w sub-lochu będą miały karczmę, łóżka. Wychodzenie jeszcze uregulujemy. 


-Atakujemy za cztery dni. W momencie egzekucji!


Pora pozbyć się tego wieprza.