Ogłosiłem wszystkim co zamierzam zrobić i do czego będę
dążył. Nigdy przedtem nie myślałem, że będę dążył do przejęcia władzy.
Kości jednak zostały rzucone. Zresztą to ten pożal się boże
Baron, wszystko rozpoczął, ja mu tylko odpowiadam. Zresztą nawet na nieumarłego
się nie nadaje. Po prostu wrzucę go do
serca i po sprawie.
Ciszę jednak przerwał Gagaran. Dosłownie ryczał i walił się
piąchami w pierś jak jakiś goryl.
-Zaatakować miasto!!! Zabić Baron!!!
Dziewczyny patrzyły to raz na niego raz na mnie. W końcu
utkwiły spojrzenia we mnie. Z ich twarzy ciężko było coś wyczytać. Był na nich
prawdziwy miszmasz. Zaczęło się od zaskoczenia, a potem… nie, nie chcę mi się
tego wszystkiego wymieniać!
Mortimer zaś zaczął się zmieniać w kostur.
-Uspokójcie się!!! Nie będziemy działać w ten sposób!!!
Twarze dziewczyn przybrały wyraz ulgi, ogr tak się zgarbił,
że był nie mal ludzkiego wzrostu, co przy jego 2,5 metra jest dość trudne.
-Co?! Czemu?
-No właśnie czemu?
-Właśnie. Załatwilibyśmy sprawę raz dwa. Czemu nie pójdziemy
szefie? Mój plan jest dobry.
Nie rozumieją tego? W sumie racja… w tym świecie nie ma
legend o potężnych nieumarłych lub kontrolujących ich czarnoksiężnikach.
-Dobrze więc, posłuchajcie. Zaria! Diana! Załóżmy, że do
waszej okupowanej przez złego pana, przybywa rycerz w lśniącej zbroi na czele
swej armii pokonuje tego złego. Jak
mieszkańcy by to przyjęli?
Dziewczyny spojrzały
po sobie w taki sposób jakbym pytał o coś oczywistego.
-Tak zapewne mieszkańcy po początkowym szoku patrzyliby w
przyszłość z nadzieją. Pomyślcie co by się stało gdyby ten rycerz byłby
czarnoksiężnikiem ciągnący, za sobą armię żywych trupów oraz ghuli.
W tym momencie, dziewczyny spojrzały po sobie i najwyraźniej
zrozumiały o co mi chodziło.
-Wszyscy martwiliby się o swoją przyszłość.
-To byłby ktoś jeszcze gorszy.
-To jeszcze nie koniec problemu. Całą sytuacje mogliby
wykorzystać inni watażkowie. Gdyby okolicę
podbiłby czarnoksiężnik władający nieumarłymi inni watażkowie pospieszyliby z
„bratnią pomocą” . Mówiąc wprost najechali by na te ziemie, a lud uznałby ich
za bohaterów. Ja zaś jestem
czarnoksiężnikiem dysponującym zastępami nieumarłych. Lokalni watażkowie szybko
zrobili ze mnie potwora. Do tego mam w swoich szeregach ghula, wielkiego ogra
terroryzującego okolice, uczennice czarnoksiężnika i latającą lubieżną czachę.
Spojrzałem na każdego z osobna. Sądzę, że dałem im do
zrozumienia, że jeśli będziemy działać otwarcie sprowadzimy na siebie masę
kłopotów. Takich kłopotów z którymi najpewniej sobie nie poradzimy.
-Więc co zroby?
-Najwartościowszą z cnót jest dyskrecja. Nie możemy działać
otwarcie więc musimy działać zza kulis.
Dla lepszego efektu zrobiłem pauze.
-W ten chwili mamy trzy cele główne cele. Po pierwsze musimy
poznać naszych sąsiadów. Dy zrozumiemy innych watażków granicznych, będziemy
mogli ich tak omotać, że nie będą wstanie myśleć o tym co dzieje się na tych
ziemiach. Wtedy zyskamy większą swobodę w działaniu na tych ziemiach. W pozostałych
sprawach sprawie zaczniemy działać natychmiast.
Dla lepszego efektu zrobiłem pauzę.
-Najpierw okoliczni mieszkańcy. Musimy pozyskać ich
zaufanie. To akurat będzie proste. Musimy pomóc im się wyżywić i nawiązać
kontakt z sołtysami. Trzecią kwestią jest Baron i jego podwładni. Musimy o nich zdobyć więcej informacji. Na
pierwszy rzut oka nie dysponują niczym poza brutalną siłą, ale mogą mieć
jakiegoś asa w rękawie. Atak bez takich informacji jest zbyt niebezpieczny.
Po prawdzie interesuje mnie ten gość z tatuażem w kształcie
kruka. Prawdopodobnie coś się z nim wiąże, tylko co?
-Mam pytanie.
-Słucham Diano.
-Kto właściwie będzie rządził, skoro mamy być w ukryciu?
-Cieszę się, że o to pytasz.
Otóż to nie my doprowadzimy do kresu Barona. Wśród uciskanej ludności pojawi
się, który pokona złego tyrana i obejmie władze. Innymi słowy znajdziemy kogoś
charyzmatycznego, wtedy uczynię go moim podwładnym, który będzie rządził w moim
imieniu.
Tak też wygląda mój plan. Pozbędę się Barona, stworzę swoją
marionetkę i będę rządził miastem. Sam
nie wiem, czemu tak napaliłem się na zostanie władcą… może ma to coś wspólnego
ze staniem się nieumarłym. Teraz to jednak bez znaczenia, jest co innego do
zrobienia.
Wyjąłem antałki i rozdałem kufle.
-Dziś pijemy. Za sukces
-Za sukces.
-Za sukces.
-Za sukces.
Rozpoczęła się impreza. Piwo było dobre, ale pomimo wypitej
ilości nie mogłem się nim upić. Kolejny minus stania się nieumarłym. Dowodem na
to, że nieumarły nie może się upić jest Gagaran. Wypił najwięcej z nasz
wszystkich, a mimo to nadal był trzeźwy.
Dziewczyny to zupełnie co innego, obie niespodziewanie szybko
się upiły. Czyżby obie miały słabą głowę? Upiły się do tego stopnia, że zaczęły
się miziać i nawet nie zwracały uwagi na entuzjazm Mortimera. Jutro pewnie będę
musiał słuchać zbolałych jęków.
Oby szybko doszły do siebie, jutro trzeba wziąć się do
roboty.