czwartek, 28 stycznia 2021

Undead Dungeon 23. Koniec świńskich rządów.

 

Mam dziwne wrażenie, że przed chwilą stało się coś dziwnego. Nie ważne to i tak pewnie tylko chwilowy dyskomfort i tak mam ważniejsze rzeczy na głowie.

Nie mogę też pozwolić sobie na strojenie zamyślonych min. Obciążenie bycia przywódcą. Spawa na mnie obowiązek dawania przykładu poddanym.

Tak to już stało się faktem.

Jestem Watażką Wyrzutków i Panem na Pittsburgu.

Co do… mojego poprzednika stoi niżej związany i zakneblowany. Jest ku temu konkretny powód. Jesteśmy pod ziemią, dokładnie to w sali świątynnej, a jego zachowanie narusza świętość tego miejsca. Po prawdzie sama obecność istot takich jak on plugawi świat. Na moje szczęście teraz stoi sobie związany pod strażą, w towarzystwie wszystkich złapanych bandziorów. Odmawiam nazywania jego siepaczy inaczej. Orkowie, których rzezamy w lesie prezentują wyższy poziom cywilizacyjny niż oni. Zresztą nie chcę mi się o tym myśleć.

W sali przed posągiem zgromadziliśmy jak największą ilość ghuli, rozumnych nieumarłych i wieśniaków. Słowem na tej sali jest tłum jakiego ta świątynia nie widziała od co najmniej kilkuset lat. Oczywiście Setra jest w nekro-niebo wzięty.

Teraz właściwie czas na ceremonie ofiarną i zarazem egzekucje.

Na początku zaś musiałem przemówić. Na ujawniłem moje pochodzenie. Większość nieźle się zdziwiła słysząc, że zostałem reinkarnowany przez boga fortuny. Jednak zdążyłem już przeprowadzić małe badania i wychodzi na to, że nie jestem jedynym re inkarnowanym na tym świecie. Obecnie z tego co wiem, to żyje tu niemała ilość takich osób. Jednak nie znam tożsamości żadnej z nich. Zresztą aktualnie nic, nic mnie nie obchodzą.

Następnie przypomniałem im jakie były rządy barona i zapewniłem, że pod moimi rządami Pittsburg czeka świetlana przyszłość.

Przyszła pora na pytania.

-Ile mamy płacić?

Oczywiście chodziło o podatki.

-Podatek będzie wynosił 20% waszego dochodu. I zaznaczam, że będziecie płacić podatki wyłącznie Pittsburgowi. Nikt inny, ani kościół, ani nikt inny nie ma z was prawa ściągnąć ani miedziaka.

-MAMY NIE PŁACIĆ ŚWIĄTYNIĄ?!

Dla nich było to coś zupełnie normalnego. Jednak ja im coś przypomniałem. Kapłan z Pittsburga i jego akolici zwiali nie stawiając żadnego oporu wobec barona. Do tego nie działali w jakikolwiek sposób na rzecz tego by wyrzuć Barona z Pittsburga. Uznałem, że skoro nic nie zrobili w dla Pittsburga, to nie mają prawa dość nawet jednego miedziaka, ani niczego innego. Jeśli wrócą i sami na siebie zarobią, będą mogli zostać, jeśli nie to ich wyrzucę. Jeśli chodzi o świątynie Nekroli, będzie ona finansowana z mojej kieszeni.

Zresztą stało się coś dziwnego. Strefa wpływów lochu powiększyła się na całe terytorium Pittsburga i teraz zbieram energie od każdego z moich nowych poddanych. Można powiedzieć, że rozbiłem bank. Będę miał dość DP by stworzyć nawet kilka warsztatów alchemicznych. Oraz sporą armię.

Krótko: energii i złota mi nie zabraknie.

Dalej wyjaśniłem moje plany pozyskiwania złota i zamiaru założenia warsztatu alchemicznego, z którego będę czerpał zyski. Oprócz ghuli zatrudnię tam też mieszkańców miasta.

Teraz zaczęła się właściwa ceremonia wszyscy śpiewali pieść ku chwale Nekroli, zaś same ofiary zaczęły domyślać się co ich czeka. Jednak nie zamierzam nic z tym robić. Sami to na siebie przynieśli, a całą reszta zajmie się Setra.

Rozkazałem Setrze by składał ofiary od najniższej rangi w górę. Miał skończyć na Baronie. Chcę by ten wieprz cierpiał ze strachu przed nieuniknionym.

Już pierwszy zaczął się szaleńczo szarpać gdy nieumarli prowadzili go na ołtarz. Krzyczał błagając o litość. Jakie to typowe. Jednak jest o wiele za późno na przeprosiny, prośby, błagania i całą resztę.

Setra to jednak profesjonalista. Nawet nie mrugnął, ani nie zareagował jednym ruchem na szarpaninę i wrzaski więźnia. Spokojnie odmówił modlitwę i dźgnął więźnia sztyletem. Ten momentalnie zaczął trząś się w konwulsjach, następnie jego całe ciało stopniowo się rozpuszczało, by popłynąć i zostać wchłonięte przez płaskorzeźby pająków po bokach ołtarza.

Taka ciekawostka. Wiecie, że pająki, nie pożerają ofiary w klasyczny sposób? Ma własną metodę. Wpuszcza do środka ofiary swoje soki trawienny by ta powoli się rozpuściła. Następnie cierpliwie czekają i mają płynny obiad.

Szkoda, że nie zostały nawet kości. Trudno. Dajmy bogom to co bogom się należy.

W końcu nadeszła kolej Barona. Ta tłusta twarz pokryta smarkami i łzami była naprawdę żałosna. Na ołtarz odprowadziły go obelgi i wycie. Wiem co czują, ale to nadal świątynia. Tym razem przymknę na to oko.

Mogę przysiąc, że w drodze na ołtarz zesrał się w gacie.

Nekroli… błagam wybacz mi, że ofiarowuję ci coś tak żałosnego.

Już nawet po otrzymaniu ciosu ciecz zdawała się płynąć wolniej w przeciwieństwie do pozostałych. Chyba nawet sama Nekroli jest średnio zadowolona z takiej ofiary.

(Nekroli: Nie jestem w sytuacji w której mogę sobie pozwolić na grymaszenie, ale i tak był obrzydliwy.)

Ceremonia dobiegła końca. Przyszedł czas na zabawę. Na pomierzch odbywał się festiwal, jakiego to miasto od dawna nie widziało. Było piwo, jadło i nie zdziwię jeśli niektórzy młodzi zaczęli szukać odosobnionych miejsc by spędzić razem czas.

Sam popijałem piwo i patrzyłem w gwiazdy. Na ziemi żyłem w mieście, gdzie elektryczne światło wytłumia gwiazdy. Raz wybrałem się pod namiot i wtedy widziałem rozgwieżdżone niebo w pełnej krasie. Było naprawdę niesamowite. Niebo w tym świecie było równie piękne. Piękny widok idealnie dopełnia smak piwa. Tymczasem Zaria i Diana już się mocno sponiewierały i zaczęły się do mnie kleić. Nie powiem bym miał coś przeciwko temu.

W tym czasie Garagan pił z Krukiem i obaj sporo ze sobą gadali. Widać znaleźli wspólny język. Wszyscy się bawią. Ludzie, ghule i nieumarli… z jednym wyjątkiem.

-Setra czemu nie pijesz?

-Nie wiem czy to ma sens mój panie.

-Ma sens.

-Niby jaki.

-Wszelkie życie musi wzrastać i wydawać nowe życie by wszystkie nieustannie trafiały do Nekroli. Zaś by życie mogło spokojnie wzrastać takie festiwale są potrzebne.

-Nie pomyślałem o tym… dotychczas…

-To już było świat bezwątpienia zmienił się przez te kilka stuleci. Nadchodzą nowe czasy, a ja jestem prorokiem. Wprowadzę kult Nekroli w nowe czasy i tym razem przetrwamy i zyskamy na siłę. Za przyszłość.

-Za przyszłość.

Po tych słowach Setra wreszcie podniósł kufel do ust.

-Dobre.

Zastanawiałem się co dalej. Miałem kilka planów, chociaż życie nauczyło mnie, że nie wszytsko zawsze idzie zgodnie z planem i na dodatek jest ktoś, kto lubi wtrącać się w cudzę sprawy.

(Kaoticno: Wcale nie. Skąd?)

Zresztą to nie ważne. Otwiera się przede mną nowy rozdział mojego nie-życia. Zobaczymy co będzie dalej.

Undead Dungeon 22: Coś zupełnie niepotrzebnego

 

W miejscu o dość dziwnym klimacie, gdzie na lawie płynęły lodowe  kry stał gość w czarnych ćwiekowanych skórzanych spodniach i napisem „Fortuna” wymalowanym na umięśnionej klacie.

-KREW DLA BOGA KRWII!!! CZASZKI NA TRON CZA…

Ten bez wątpienia kradziony okrzyk bojowy został przerwany prze ze mnie. Faceta w masce przeciwgazowej i płaszczu OP-1.

-Zamknij się Kaoticno!!! Chcesz by mnie oskarżono o plagiat?

No co ty. Masz tyle problemów, więc pomyślałem, że ci to pomoże. Po za tym…

-W tym właśnie momencie na głowę Kaoticno spadło kowadło, a kra na której stał rozpadła się, przez co zatonął w oceanie lawy.

Po chwili stało się tak jak mówiłem. Kaoticno dostał w łeb, a potem zatonął w oceanie Lawy.

-Dobra przepraszam za to zupełnie niepotrzebne coś. Możecie przeskoczyć do następnego rozdziału. Jeśli go nie widzicie powinien się pojawić w ciągu paru minut.

czwartek, 7 stycznia 2021

Undead Dungeon 21: Narodziny rycerza śmierci

 

Kruk zaatakował tajemniczego maga. Zaszarżował z okrzykiem bojowym na ustach. Nie było w tym jednak ani grama desperacji.

Magowie dysponowali przerażającą siłą mogąc. Za pomocą kilku słów mogli niszczyć całe oddziały. Zresztą ten tu zaprezentował coś takiego. Magowie mieli jednak pewną słabość.

Zamknięci w swoich wieżach, lochach i bibliotekach całe dnie spędzali na pogłębianiu swej wiedzy i doskonaleniu intelektu. Dzięki temu mogli posiąść wiedzę, która przełożyłaby się na potęgę ich czarów.

Jednak ponieważ spędzali cały swój czas wśród książek nigdy nie doskonali swych ciał, ani nie trenowali sztuk walki. Zresztą magowie sami o tym wiedzieli, więc trzymali się drugiej linii gdzie spokojnie mamrotali te swoje inkarnacje.

To była właśnie najprostsza metoda na pokonanie maga. Zaszarżuj i przytłocz go atakami, tak by złamać jego kruche ciało.

Tak też zrobił. Mag jednak sparował jego cios. Wyczuł w tym jednak pewną niewprawność. Miał racje, amator jeśli chodzi o walkę mieczem. Zastanawiająca była jednak siła w jego mięśniach. Nie zachwiał się, a ostrze nie zadrżało. Nie zdziwił się jeśli miałby przed sobą tarczownika, albo ciężkozbrojnego, ale mag to było niezwykłe. Mimo to tylko drobna niedogodność. Sama siła nic zdziałasz jeśli nie umiesz jej właściwie używać.

-Nie umiesz robić mieczem.

Cofnął się o pół kroku i natychmiast wyprowadził kolejne cięcie. Wszystko to trwało krócej niż mgnienie. To była przewaga zapewniana przez wieloletnie doświadczenie bojowe poparte latami walki.

Ten cios powinien zakończyć sprawę. No właśnie… powinien.

Zamiast przeciąć czarnoksiężnika ostrze zatrzymało się na czymś co wyglądało jak jakaś płytka. Na drugi rzut oka wydało się, że jest to zbitek kościanych bryłek. Na dodatek wokół maga unosiło ich jeszcze więcej.

-Masz racje kiepski ze mnie szermierz, dlatego muszę się posiłkować magią.

-Odmiana zaklęcia tarczy? Kłopotliwe.

To zaklęcie bez wątpienia bazowało na tych grudkach. Bądź co bądź była ich ograniczona ilość, więc musiała być jakaś luka, lub słabość.

Kolejną próbą była zmyłka. W ostatniej chwili zmienił kierunek w którym poruszał się miecz, ale zamiast jednej pojawiły się dwie płytki. Jednak tam gdzie początkowo szło ostrze. Druga blokada pojawiła się już na właściwym kierunku ataku. Jednak ostrze zbliżyło się bardziej do celu w porównaniu z pierwszym atakiem.

Dobra. Pora sięgnąć po as z rękawa. Nie musiał z tego korzystać od bardzo dawna. Nawet bitwa w dawnej siedzibie Barona nie wymusiła na nim użycia tej techniki.

-Sztuka bojowa. Wichura Ostrzy.

Sztuka bojowa. Rzadka odmiana umiejętności. Dla niektórych była czyś w rodzaju magii. Jedno było wiadome zwiększała siłę ciosu, prędkość ataków, precyzje…

Wichura ostrzy pozwalała wyprowadzić wiele ciosów z nadludzką prędkością, ale wszystko to odbywało się kosztem celności.

Jednak tu nie liczyła się celność, ale szybkość i jakość.

Na maga spadł grad ciosów. Większość Została zatrzymana przez zaklęcie defensywne. Jednak dwa ciosy zdołały się przebić przez obronę. Pierwszy został sparowany przez miecz, drugi nie całkowicie. Ostrze dosięgło maga rozcinając mu policzek.

Był pewien, że to go zdenerwuje. Wielu traciło nerwy po ciosie w twarz. Nie z powodu obrażeń, ale symbolicznej obrazy jaką stanowił ten cios.

-Zaimponowałeś mi. Nie spodziewałem się, że można się przebić przez wzmocnioną kościaną tarczę.

Przeciwnik zachował spokój. Nie była to gra, Kruk widział to w jego oczach. Na początku był zaskoczony, ale potem wydał się… zadowolony.

Nadzieje kruka zwróciły się przeciwko niemu. To nie jego przeciwnik, a on zaczął czuć gniew. Zastanawiał się skąd u diabła wzięło się to zaklęcie. Po sekundzie zauważył na palcu maga pierścień ze świecącym się kamienie i rytami.

-Magiczny artefakt, co? Teraz rozumiem, czemu nie musiałeś wypowiadać zaklęcia.

-Zgadza się masz dobre oko.

W kruku po raz pierwszy od dawna obudziła się chciwość. Magiczny artefakt mogący zwiększyć jego siłę bojową. Nie było wielu rzeczy, które tak na niego działały.

Pieniądze?! Przecież jest ich pełno i to wszędzie.

Drogi alkohol?! W każdej karczmie jest pełno gorzały, a wysoka cena to tylko opłata za etykietkę. Zresztą każdy upija tak samo.

Kobiety. Jest ich pełno, a jak bardzo potrzebujesz jest wiele dziwek.

Broń? Jeśli jest jakaś wyjątkowa…

Oto miał przed sobą wyjątkowy sprzęt ochronny. Na dodatek należał do wroga, więc nie musiał się powstrzymywać.

-Wezmę sobie ten pierścień.

-O ile potrafisz go zdobyć.

Ekscytacja coraz mocniej zaczynała pulsować w jego żyłach. Coś za czym naprawdę tęsknił. Postanowił zastosować kolejną ze swych sztuk walki.

-Przebicie.

Tym razem zamiast gradu wielu ciosów zdecydował się na jeden, ale bardzo potężny wyspecjalizowany w przebijaniu pancerza.

Jedno potężne pchnięcie.

Zgodnie z jego planem ostrze przebiło się przez zaklęcie i trafiło tam gdzie chciał. Prosto w tętnice szyjną.

Wygrał. W ciągu kilku sekund się wykrwawi.

Zaraz… czemu nie upada… zaraz on nie krwawi?!

-Nie krwawię, bo nie jestem żywą istotą. Nie jestem żywy więc nie mogę umrzeć, ale nie jestem też martwy.

Kolejny żywy truposz? Zresztą nieważne wystarczy…

-Popełniłeś jednak pewien błąd zbyt skupiłeś się na mnie. Nie słyszysz tego?

Co niby miał usłyszeć? Szczęk metalu… Krzyki… nie słyszał odgłosów walki.

Rozejrzał się. Wszyscy jego ludzie leżeli martwi? Jak? Spojrzał w górę na dach, a tam zobaczył dziewczynę z jakimś dużym kamieniem w dłoni.

-Moja uczennica, jeszcze zbyt wiele się nie nauczyła, ale potrafi uwolnić zaklęcia zamknięte w kamieniu pieczęci.

-Sprytne.

Do Kruka wreszcie dotarło jaki popełnił błąd. Stał się ofiarą własnych niezaspokojonych pragnień. Jeszcze raz spojrzał na maga. Zobaczył, że wskazuje na niego palcem wskazującym.

-Palec Śmierci.

Nagle poczuł silny ból w klatce piersiowej. Następnie osunął się na ziemie i utracił świadomość.

****

-Co się stało? No tak… umarłem.

Rozejrzał się wokół tylko ruiny i uschnięte drzewa oraz gdzieniegdzie kratery Wszystko wyglądało jak po jakiejś wielkiej wojnie.

-To są zaświaty? Nie tego oczekiwałem po królestwie Morsta.

-Nie wypowiadaj tu tego imię!!!

Obejrzał się za sobą i dostrzegł najdziwniejsze możliwe połączenie kobiety i pająka.

-Ktoś ty?! Demon?

-Jestem Nekroli Bogi śmierci, a to moje boskie królestwo.

-Nie wygląda zbyt okazale.

-Wyznawcy Morta o to zadbali. Takie spory między bogami.

-Jaki to ma związek ze mną? Czemu tu jestem?

-Widzisz ten który cię zabił, to inno światowiec przyzwany tu przez Kaoticno na moją prośbę.

-Rozumiem.

Więc dlatego trafił tutaj. Był czymś w rodzaju łupu wojennego.

-Mam dla ciebie propozycje…

-Czyli mogę być dowódcą twojego wybrańca, albo tu pozostać?

Kruk zastawiał się przez jakiś czas. Nie wiedział zbytnio czego ma się spodziewać, po kimś kto dowodzi nieumartymi. Wiedział o nim jeszcze tyle, że udało mu się przeprowadzić spisek i obalić tego wieprza. Z drugiej strony nie było to jakoś specjalnie trudne. Chociaż nie powinien tak o tym myśleć bo i on sam dał się wywieść w pole.

Jednak wielka niewiadoma. Zresztą to chyba i tak lepsze niż siedzenie w tych ruinach.

-Będę służył twemu wybrańcowi.

W tym samym czasie otoczyło go purpurowe światło i poczuł jak jego świadomość odpływa.

***

-Rytuał się powiódł. Budzi się.

-Jesteś pewien, że będzie wam posłuszny błogosławiony?!

No tak. Spodziewał się tego. Już mu o tym powiedziała. Ten czarownik i

-Będę posłuszny. Przysięgam na Nekroli.

Z satysfakcją obserwował ich zdziwione minę.

-Słyszałem, że Nekroli objawia się niektórym wysokim nieumarłym, ale to pierwszy taki przypadek od… kilkuset lat.

-Bo innych ożywień nie było. Wyjaśniła mi to Panie.

Kruk wstał i ukłonił się.

-Jak ci na imię?

-Gustaw z Wolcen.

Jak cię zwą?

-Kruk.

-W porządku, wygląda na to, że rytuał nie naruszył twojej pamięci. Jak to jest być nieumarłym?

To było ciekawę uczucie. Czuł się jakby był taki sam, ale bardzo odmieniony.

-Witaj wśród nas rycerzu śmierci.