środa, 29 stycznia 2020

Undead Dungeon Rozdział 5: Polowanie


Poprzedni rozdział: tutaj


Mój plan z wyczekaniem, na łowców przygód nie wypalił. Chociaż według logiki gier, powinni istnieć różni eksploratorzy, którzy zajrzą pod każdy kamień w poszukiwaniu nieznanego. Tutaj się wyłożyłem, czy w prawdziwym życiu ktokolwiek jest skłonny ryzykować życie, gdy nic nie można zyskać. Niewielu. Zwłaszcza że w okolicy jest spore ryzyko ataku goblinów i kto wie czego jeszcze.

To jest właśnie moja podstawowa słabość. Nic nie wiem o tym świecie, więc mogę tylko strzelać. Tym razem spudłowałem.

Czas przejść do nowego planu. Wyjdę poza loch, oczywiście nie sam wezmę ze sobą eskortę.  Dobra myślę, że dwadzieścia szkieletów wystarczy. Do tego kilka eliksirów many i trucizn. Czemu nie wziąłem mikstur leczniczych? Jestem nieumarłym, mikstury lecznicze są dla mnie trujące, ale trucizna leczy już moje rany.

Lecznicze zabija, a zabijające leczy. Paradoks nieumarłego.

Dobra jeszcze tylko kostur. Poszukajmy w menu.

-Zgłaszam się mój panie.

-Mortimer jesteś latająca czaszką, a nie magicznym kosturem.

Zamiast odpowiedzi na moje słowa zaczął zmieniać swój kształt. Górna część czerepu zniknęła, a od dołu zaczął się wydłużać. W końcu przybrał formę magicznego kostura. Na końcu z jego otworzonego czerepu buchnął niebieskozielony płomień, a w oczodołach i szczęce rozbryzgały podobne płomienie.

-Tego się nie spodziewałem. Potrafisz mnie zaskoczyć. Po tych słowach.

-Te słowa czynią mi zaszczyt Panie.

Ostatnie dni pokazały, że moje sługi mogą same sobie dać radę przy odpieraniu dotychczasowych intruzów. Więc mogę bez większych zmartwień powierzyć im loch, chociaż zdecydowanie wolałbym jakiegoś pakera do obrony serca lochu. Zresztą pora na polowanie.

sobota, 18 stycznia 2020

Undead Dungeon Rozdział 4: Czekam, nie mogę się doczekać...


Poprzedni rozdział: tutaj

No dobrze korytarze i komnaty zbudowane. Sługusy rozlokowane. Słowem jesteśmy gotowi na przyjęcie gości.

Niestety jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. Wiem o niej tylko, kilka rzeczy.
Po pierwsze, nie wiadomo jak jest duża, ale na pewno jest wielka. Tak wielka, że mój loch wygląda przy niej jak kropla przy morzu, jeśli nie oceanie.

Po drugie cechuje się klimatem umiarkowanym. Wskazuje na to okoliczna roślinność.
Po trzecie w moim menu istnieje kilka różnych walut. W każdym razie nie ma żadnych papierowych banknotów. Są same monety złote, srebrne i miedziane.

Niby jak w jakiejś grze, ale nie do końca. Jednak na podobieństwa kończą się na samym składzie. Gdyby to była jakaś gra, miałbym banalny przelicznik. 1 złota moneta to 100 srebrnych, a 1 srebrna moneta to 100 miedzianych.

Ha! Ha! Tak dobrze to nie ma.

W jednej walucie złota moneta to 20 srebrnych. W drugiej jest 5 dużych srebrnych monet, z których każda dzieli się na 8 srebrnych monet. W trzeciej złota moneta to trzynaście srebrnych… Taki podział obowiązuje również w przypadku monet miedzianych.

Z tego, co widzę, to monety różnią się nie tylko przelicznikiem, ale i wagą.

Już zaczyna mnie boleć głowa. Jest tyle tych mamon, a każda dzieli się w zupełnie inny sposób. Przypomina mi się jedna historia o kupcu i dziewczynie z wilczymi uszami. Tam też była mnogość takich walut. Oprócz bilonu w dziale pieniędzy są też grzywny, które wydają się po prostu sztabkami metalu.

Cały system monetarny przypomina średniowieczny.


Biorąc pod uwagę, to co wiem na temat magii, pieniędzy oraz moich sług wraz z ich wyposażeniem. Nasuwa mi się jeden wniosek. 

czwartek, 9 stycznia 2020

Undead Dungeon Rozdział 3: Moi słudzy to idioci.

Poprzedni rozdział tutaj

-Nasz plan parogodzinny został wykonany towarzysze. Wbrew atakowi pokracznych zieloskórych karzełków udało nam się zdobyć niezwykle skąpe, ale jakże korzystne informacje o otaczającym nas świecie. Nasi wrogowie zostali wybici do ostatniego, a teraz dzięki mocy magii naszego ukochanego przywódcy powstali jako zombi i stali się naszymi towarzyszami. Teraz używając potężnych narzędzi kontroli lochu, zbudowaliśmy wspaniałą bazę z której nasza…

-STAĆ!!! CO TO MA BYĆ!?! NIE JESTEŚMY W PRL-U!!!

-Identyfikator podmiotu: SC…

-To nie to uniwersum. Rozkazuje ci przestać Mortimerze.

-Tak mój Panie.

Bez względu na to, jak bezsensowny był ten socjalistyczny wywód Mortimera, to pokrywa się z aktualnym stanem, w jakim jest loch. Rozplanowałem wszystko w kilka godzin.  Nie mogłem jednak pozwolić sobie na zużycie całej energii na budowę. Musiałem zostawić energię na stworzenie nowych sług. Kilkanaście goblinów zombi to zdecydowanie za mało. Zwłaszcza po rozbudowie.
Gdybym powiedział, że kilka godzin temu to miejsce składało się tylko z jednego korytarza, dziury w zboczu i pojedynczej komnaty to osoba, która by to usłyszała, uznałaby, że robię sobie z niej żarty. Teraz mam prawdziwy loch. Od głównego korytarza rozchodzi się kilka rozgałęzień, które tworzą istną plątaninę korytarzy. Jak się cieszę, że nie musiałem nic budować w trybie rzeczywistym. I mogłem spokojnie wszystko pozaznaczać, zanim kliknąłem „buduj”.

Cały projekt zmieniałem kilkakrotnie. Zmieniałem ilością ślepych zaułków, jak i układ korytarzy itd. Na razie postanowiłem nie instalować żadnych pułapek. Komnatę serca urządziłem przed dużą komnatą, w której umieszczę bosa. Pomiędzy komnatami są solidne dziwi. Drugą parę zainstalowałem zaś w wejściu do komnaty bosa. Jak ktoś wejdzie, to nie wyjdzie, dopóki boss nie zostanie pokonany. Jak dla mnie nie wyjdą stamtąd nigdy… no przynajmniej żywi.
Pozostała jedynie obsada. Zobaczmy kogo mamy do wyboru.

niedziela, 5 stycznia 2020

Undead Dungeon. Rozdział 2: Potęga Magii

Poprzedni rozdział: tutaj

Stałem pośrodku komnaty, w której centrum znajdował się kryształ ustawiony na piedestale. Przede mną zaś lewitowała gadająca trupia czacha. Czerep określił się jako Mortimer sługa dany mi przez tego przeklętego boga fortuny.

Bohaterzy isekai’ów dostają jakieś ślicznotki. Co ja dostaję? Latającą czaszkę.

-CO?! ŚLICZNOTKA?! GDZIE?! GDZIE MÓJ PANIE?!

Mówiłem na głos?

-Poprawka ja dostaje latającą zboczoną czachę. Mortimerze nie ma tu żadnej ślicznotki. Jesteśmy tu sami, chyba że jest tu ktoś, kogo mi nie przedstawiłeś. Jest ktoś taki?

-Niestety nie mój panie.

Natychmiastowo, wrócił mu poprzedni służalczy tryb. Zresztą to teraz nieważne. Wskazałem na kryształ za sobą.

-Co to?

-Serce Lochu panie.

-Jestem z nim związany. Jeśli zostanie zniszczone, zginę?

-Twa mądrość lśni swym blaskiem, przyćmiewając wszystko inne mój panie. Pozwól sobie panie powiedzieć jeszcze kilka rzeczy. Serce nieustanie pobiera magiczną moc z otoczenia i gromadzi ją w sobie. Z tej energii i można kreować sługi, tworzyć skarby i rozbudowywać loch.

piątek, 3 stycznia 2020

Undead Dungeon. Rozdział 1: Jam jest nieumarły władca lochu



Co myślisz, gdy patrzysz w lustro? Nowa zmarszczka? Opryszczka? To będzie dobry dzień? Dziś jest egzamin, a ja się nie uczyłem? Zresztą chrzanie to!!!

Gdy ja patrzę w lustro, myślę „Czemu ja?”. Z wyrzutem patrzę na swoje odbicie. I powtarzam wciąż i wciąż: „Czemu ja?”, „Jak to się stało”, „Dlaczego tak zachorowałem?”. Z trudem powstrzymałem się, by nie uderzyć lustra pięścią. Zamiast tego przejechałem dłonią po twarzy, przypadkowo ściągając perukę z głowy. Utrata tej żałosnej imitacji odsłoniła moją okropną łysinę, która aż nadto przypomniała mi o wszystkim.

-Proszę Pana! Doktor czeka.

-Już idę.

Podniosłem becik i wyszedłem z łazienki, wchodząc do nieprzyjemnie białego pomieszczenia z wysoko zawieszonym telewizorem, a pod ścianami stało kilka łóżek na kołach. Obok nich statywy i zbiór różnych wtyczek.

Tak to szpital. Tym bardziej że, osoba, która mnie wezwała była pielęgniarkom z wózkiem dla chorych.

Zanim usiadłem, rzuciłem moją perukę na łóżko. Pielęgniarka nic nie powiedziała. Pewnie już nie raz widziała coś takiego.

Gdy jechałem na wózku, myślami wróciłem do tego feralnego dnia. Wszystko zaczęło się niespodziewanie. Ledwie skończyłem studia i rozpocząłem pracę. Pewnego dnia po prostu zemdlałem na korytarzu. Pogotowie zabrało mnie do szpitala. Doskonale pamiętam, co się wtedy stało.

Moi rodzice stali obok ze zdruzgotanymi minami. Zresztą już nawet bez tego wszystkiego łatwo mogłem zrozumieć, że było ze mną źle. Przecież w moim wieku nikt nie mdleje bez powodów. Diagnoza okazała się, jednak znacznie gorsza niż myślałem.

RAK.