sobota, 29 maja 2021

Undead Dungeon 2.03 Odrzucony.

 Stałem w jednej sal lochu przed sodą miałem dwadzieścia siedem osób.

Dianę w nowej czarnej sukni. Na ziemi wraz z bladym pudrem mogłaby uchodzić za jakąś gothic lolite.

Zaria w pełnej czarnej szacie z nakryciem głowy ze zwieńczeniem w kształcie półokręgu z którego boków spływały dwie czarne wstęgi Twarz zaś zakrywał welon. Cały strój zaś był ozdobiony purpurowymi akcentami.

Prócz nich było jeszcze jest jeszcze dwudziestu pięciu członków pajęczej gwardii.

-Słuchajcie mnie uważnie. Jutro rano udajemy się do Worgl.  Jak zapewne wiecie, władca Worgl jest naszym głównym klientem, który skupuje nasze mikstury, dlatego macie zachowywać się porządnie w Worgl. Żadnych bójek, pijaństwa lub zaczepiania dziewcząt. Najważniejsze macie nie wspominać o kulcie, ani o Nekroli. Pamiętajcie, że nadal się ukrywamy.

Nie zamierzam się afiszować z tym, że jestem panem nieumarłych, ani z wiarą w Nekroli. W każdym razie jeszcze nie… Jakby nie patrzeć mam armię i mogę swobodnie rozbudowywać ją do dziesiątek lub setek tysięcy, ale nadal to małe terytorium łatwe do zalania wielką falą wojsk. Miałbym wdawać się w wojnę by zostać na kupie gruzów? Nawet jeśli bym wygrał to byłoby bardziej niż pyrrusowe zwycięstwo. Zresztą schodzimy z tematu.

-Od teraz wszystko co powiem jest tajne. To znaczy, że macie o tym nie rozmawiać, zwłaszcza w Worgl. Wszyscy zrozumieli.

Zmierzyłem wszystkich spojrzeniem.

-Po pierwsze udamy się do Worlg by nawiązać umowę, która zapewni nam środki do wydobycia i wytopu pobliskich złóż srebra. Po drugie. Doszły mnie słuchy, że część młodych mężczyzn z naszego miasta zaczęła nachalnie zalecać się do każdej dziewczyny w mieście.

Kilku chłopaków spojrzało w bok. Udam, że tego nie widziałem. Diana i Zaria spojrzały na nich nieprzychylnie. Co się im dziwić? Musiały znosić podobne traktowanie ze strony baronowych, chociaż moi nie przekroczyli, ani nie naruszyli żadnej granicy.

– By ukrócić takie sytuacje, wraz z radą miejską uznałem, że w mieście potrzebny jest zamtuz. Diana później o tym porozmawiamy. To tyle. Rozejść się i przygotować do drogi.

Wieczorem musiałem jeszcze porozmawiać z Dianą i Zarią. Tak martwiły się losem dziewcząt, zwłaszcza Diana. Nie dziwię się, była blisko podobnego losu. Też o tym myślałem. Myślę, że po prostu dam wybór niewolnicą, a po kilku latach pracy zwrócę im wolność.

***

Droga do Worlg minęła bez problemów z jednym wyjątkiem. Po drodze mieliśmy małą atrakcje. Mianowicie w połowie drogi napadli na nas bandyci. Właściwie podobny poziom co baronowi.

Dałem się wykazać moim podwładny, sam nie uczestniczyłem chyba, że ktoś zaszedł ich o tyły wtedy ściągałem go zaklęciem. Początkowo było ponad pięćdziesięciu drabów. Po wszystkim zostało mniej niż dziesięciu. Gwardziści zaś nie zebrali nawet zadrapania.

-Widzieliście jak dokopaliśmy?

-Skopaliśmy im tyłki.

Poczułem, że muszę interweniować.

-Tak pajęczy gwardziści, wygraliście. Wszystko dzięki temu, że zostaliście dobrze wyszkoleni i umiecie korzystać z tej wiedzy. Jednak nie popadajcie w próżność. Gdyż to właśnie pycha, próżność i przekonanie o własnej wielkości ciągnie człowieka w dół, powoduje jego upadek i nie pozwala mu się rozwijać. Przypomnijcie sobie Barona, który był zwykłym bandytą. Jak stoczył się zakon do którego należał Kruk. Za tym wszystkim stała pycha i duma. Strzeżcie się ich bo to one posprzedają upadek. Trzymajcie są dumę na wodzy, gdyż to da wam coraz większą siłę. W tę właśnie siłę będziemy rosnąć. Pracujcie pilnie bo powrót naszej bogini jest bliski. Wszyscy musimy pracować razem nad tym zbożnym celem. Nie ustawajcie w wysiłkach i przynoście naszej bogini ofiary tak jak dziś, by mogła odzyskiwać swą moc i rosnąć w siłę.

-Co ty pierdolisz świrze?! Niby jak się udało wam nas pokonać cwele?!

Poprawka poziom niższy niż sługusów Barona. Zaraz… jeden… dwa… trzy… osiem. Dobrze się składa.

-Zaria! Czyń swoją powinność.

-Powinność… ale ja jeszcze nigdy sama tego nie robiłam.

-Wierze w ciebie. Setra chwalił twoje postępy, uwierz w siebie. Jedyną osobą, która może cię powstrzymać to ty sama.

-Co ty możesz dziwko? Ssij mi pałę!

W tym momencie Zaria drgnęła. Wygląda na to, że przypomniała sobie coś złego. Nie chcę się domyślać co dokładnie. Głupek podpisał na siebie wyrok.

-Nekroli, Purpurowa Pajęczyco, Pani Śmierci, Nieprzebłagana Egzekutorko, Królowo Nie-Śmierci. Proszę pozwól mi być twoim ostrzem. Niech plugawi doznają wiecznych męczarni, a godni niech kroczą wśród twej świty.

Z tą krótką modlitwą dźgnęła najbliższego bandytę. W tym momencie zaczął krzyczeć jakby poddawano go nieopisanym torturą, a jego ciało zmieniło się w półpłynną masę, którą wchłonął sztylet. Reszta tej hardej bandy zamilkła. Tak zwani twardziele srają po gaciach jak tylko śmierć na poważnie zajrzy im w oczy. To mi się nigdy nie znudzi.

-Nie!!!

-Litości!!!

-Ja tylko robiłem co ni kazano!!!

-Dołączyłem dopiero wczoraj!!! Nic złego nie zrobiłem!!!

-Jeśli macie serca po właściwej stronie dołączycie do uprzywilejowanych w królestwie Nekroli.

Wszyscy zmienili się w marną półpłynną masę. Nie warto o tym nic więcej wspominać.

****

Do miasta weszliśmy bez problemu a na rozmowę z Vormisenem umówiłem się na jutro. Zluzowałem drużynę, a sam zamknąłem się w moim pokoju w karczmie.

-Wejdź.

Ze ściany wypłynął purpurowy cień.

-Witaj mój panie!

-Do raportu.

Jakiś czas temu wysłałem upiory do każdego z okolicznych miast. Informacje to potęga.

-Słucham?!

To dopiero informacja w tutejszej gildii alchemików jest ktoś proponuje zmiany w aktualnym modelu produkcji. W bardzo bliskiej przyszłości może przerodzić się to w fabrykę podobną do mojej. Wygląda na to, że będę miał konkurencje. Jak by tu zareklamować moje produkty, by były bardziej atrakcyj…

-CO? JAK TO WYRZUCILI GO Z GILDII ALCHEMIKÓW?!

Z tego co mówi mój sługa wszystko zaczęło się od tego, że jakiś czas temu na rynku pojawiły się czerwone mikstury, które nie wiedząc jak były bardzo tanie. Początkowo myślano, że to oszustwo, jednak okazało się, że ten nowy towar działa, ale w niewielkim stopniu ustępuje ich wyrobom.

Stało się tak jak przewidywałem, konsumenci wybrali mój towar. Jakość i efekty były w porządku i na dodatek cena była niska. W gildii alchemików pojawił się pewien niemłody już eliksirowar i imieniu Ratofer. Próbował namówić gildie do zmiany modelu działania. Przedstawił projekt wielkich kadzi i warzenia za jednym razem ogromnych ilości mieszanki. Właściwie to bardzo podobne do mojego systemu. Jednak ja oparłem się na wiedzy z mojego świata. On mógł to usłyszeć od jakiegoś innoświatowca, albo sam to wykombinował. Jeśli sam to znaczy, że jest zdolny do nieszablonowego, wręcz do rewolucyjnego myślenia. Jednak cała reszta gildii robiła mu wbrew. Coś o dbaniu o jakości, niemożności kontrolowanie procesu itd. Skończyło się na tym, że o wywalili za jak to określili „bulwersującą obrazę dla sztuki alchemicznej połączoną  ze skrajnym nieprofesjonalizmem i partactwem”.

Z tego co widzę góra gildii alchemików to niereformowalni tradycjonaliści. Czemu bez przerwy wpadam na takich idiotów. Ktoś się nie rozwija ten jest pierwszy w kolejce do wyginięcia. Skoro o tym mowa, to zastanawiam się jak to możliwe, że głupota nie wyginęła w procesie ewolucyjnym.

-Nadal jest w mieście? To dobrze mogę… CO?! Planują go przegnać?!

Przecież wywalili go z gildii ledwie wczoraj. Nie zamierzam marnować śliny na dalsze komentarze dotyczące tej sprawy. Zresztą to już nie pora na gadanie tylko na działanie.

***

Ratofer akurat wracał wściekły z karczmy. Banda zarozumiałych głupców. Ratoferowi też niezbyt podobał się pomysł z celowym produkowaniem gorszych jakościowo mikstur, ale nie widział innej opcji. Na rynku pojawił się nowy gracz, który sprzedawał duże ilości mikstur w niskiej cenie. Nie był to jednak jakiś szarlatan sprzedający „cudowne” lekarstwa, jak początkowo sądzono. Oferował bezpieczny i działający towar w przyzwoitej jakości. Mikstury stały się dla tych, których dotychczas nie było na nie stać, a ich dotychczasowi klienci wybierali dobry i tańszy produkt. Nowy gracz zaczął dominować rynek eliksirów i wszystko wskazywało na to, że wygryzie ich z interesu.

Początkowo uważali to za jedną z kupieckich sztuczek na pozbycie się konkurencji. Przez jakiś czas sprzedawaj towary za bezcen, by wszyscy przyszli po twoje towary, gdy konkurencja zbankrutuje, wróć do normalnych cen.

Tak się jednak nie stało i stało się jasne, że tajemniczy gracz jest wstanie osiągnąć zysk i to prawdopodobnie nie mały.

Zaczął się głowić jak to możliwe, że utrzymuje tak niską cenę przez kilka mięsiści i jeśli wierzyć plotką nadal osiąga zysk. W końcu w karczmie podsłuchał rozmowę winiarzy o wielkiej kadzi, której zaczęli używać do rozgniatania winogron.

To go olśniło. Ogromna kadź. Dotychczas wszyscy pracowali z małymi kociołkami i pilnowali każdego szczegółu procesu warzenia. Z tego powodu mogli produkować średnio kilkanaście mikstur jednego dnia. Jednak gdyby zastosować jakąś wielką kadź i w jakiś sposób rozwiązać problem powolnego butelkowania, to mimo iż niemożliwe by było dokładne kontrolowanie procesu wytwarzania, to w ciągu dnia można było produkować… To zależałoby od kadzi, ale setki, a może nawet tysiące?!

Rozgryzienie tego całego procesu stało się jego obsesją. W końcu udało mu się opracować prototyp. Wielka kadź, która prowadziła do różnych dodatkowych aparatur, na koniec rozlewnia z wieloma kranami.

Swój projekt przedstawił na zlocie alchemików, ale takiej reakcji się nie spodziewał. Jego projekt został odrzucony, a on zmieszany z błotem do tego stopnia, że usunięto go z gildii alchemików. Z tego powodu chodził teraz wściekły.

Był już w pełni osiwiały i pomarszczony, ale czuł, że to on ma racje.

Coś mu mówiło, że na tym się nie skończy.

-Mistrz Ratufer?

Odwrócił się. Okazało się, że uliczki wyszedł młody mężczyzna w dziwacznym stroju. Długa szata, jakiś napierśnik z naramiennikami i wysoki kapelusz bez rondla. W dłoniach zaś miał laskę zakończoną czaszką. Mag?

-Tak, a kto pyta.

-Jestem Sandar. Watażka Wyrzutków z Pittsburga.

Watażka wyrzutków z innego miasta? Słyszał o przewrocie w Pittsburgu, ale informacje zawsze wydawały mu się jakoś ubogie.

-Co Watażka Wyrzutków z innego miasta robi w Worlg?

-Prowadzą interesy w Vorsenem. Rozprowadza moje eliksiry. Wprowadziłem je na rynek kilka miesięcy temu.

Eliksiry… zaraz… kilka miesięcy temu…

-Zgadza się to ja produkuje, tę eliksiry, które namieszały w gildii alchemików. Gratuluje rozgryzienie mojej metody produkcji.

Więc to on to obmyślił. Jest młodszy niż myśllałem.

-Czego Pan ode mnie chcę?

-Ostrzec. Gildia alchemików chce pana usunąć na dobre.

To było zastanawiające, czemu gildia miała…

Jego rozważania zostały przerwane przez kilka zamaskowanych postaci ze sztyletami. Bez ostrzeżenia ruszyły w ich stronę z morderczym błyskiem w oczach. Zanim jednak zdążył zareagować napastnik był już przy nim i spodziewał się, że już po nim.

Tak się jednak nie stało błysk fioletowej energii trafił napastnika powalając go na ziemię. Pozostali stanęli jak wryci.

-Tan wąsaty jednooki nic nie mówił o magu!!!

-Nieważne!!! Zabić obu!!!

Nie zdążyli nawet się poruszyć gdyż od maga jednocześnie wyleciało wiele białych obiektów, które trafiły resztę zbirów. Jeden zbirów zdążył spojrzeć na długie obiekty wystające mu z piersi. Jego ostatnią myślą było to, że jakoś kojarzą mu się z kośćmi.

Ratufer był w stanie emocjonalnym, którego nie był wstanie dokładnie określić. Był jeden wąsacz z jednym okiem, którego znał. Był nim aktualny mistrz gildii alchemików. Po prostu zabrakło mu słów.

-Nie może pan zostać już w tym mieście. Tak się składa, że mam dla Pana propozycje.

-Słucham.

-Jak Pan wie prowadzę zakład produkujący mikstury. Szukam kogoś, kto stanie na jego czele i będzie nim zarządzał w moim imieniu. Dobrze Pana wynagrodzę.

Radufar się chwilę zastawiał. Po prawdzie stracił swoje miejsce w gildii, nasłano na niego zabójców i tylko patrzeć jak spróbują ponownie i jeszcze spalą mu warsztat. To była najlepsza opcja jaką miał do wyboru.

-Przyjmuje propozycje, mój Panie.

-Cieszy mnie. Chodźmy do ciebie. Nie zdziwię się jeśli wysłali zbirów by zdemolowali twój dom. Wezmę moich ludzi. Cieniu.

Nagle z nikąd wyłoniła się mgła. Z tej mgły uformował się humanoidalna postać w metalowej masce.

-Cieniu udaj się do gospody i powiadam pajęczych gwardzistów oraz Dianę i Zarie by natychmiast stawili się w miejscu które ci wskaże. Mają być gotowi do walki. To jest rozkaz.

Wolałem by nikt nie znalazł tych ciał. Schowałem je w mojej przestrzeni magazynującej, potem jakoś je wykorzystam.

-Chodźmy.

W tym czasie Ratofer myślał sobie, że to nie tylko ktoś kto wpadł na pomysł masowego produkowania mikstur lub wspiął się na pozycję watażki wyrzutków. To ktoś kto rozkazuje jakimś dziwnym istotą. Zastanawiał się co jeszcze skrywa.

Po paru chwilach doszli do domu Ratofera. Ktoś wszedł do środka wraz z drzwiami. W środku okazało się, że moje przypuszczenia dotyczące wizyty nieproszonych gości okazały się słuszne. Nie zdążyli jednak wyrządzić jakiś poważnych szkód. Moi ludzie szybko przybyli i ich unieszkodliwili. Całość przeżył tylko jeden bandzior.  Gwardziści wyszli bez ran. Tym razem nie unosili się dumą. Prezentowali chłodne profesjonalne podejście. Jestem zadowolony. Później zaś musiałem wszystko wytłumaczyć Ratoferowi w tym, to, że należymy do kultu zapomnianej bogini. Nie wydawał się zaniepokojony, był wręcz bardzo zaciekawiony. Spakowaliśmy co ważniejsze rzeczy Ratofera starając się zostawić jak największy bałagan. Wieczorem mieliśmy imprezę. Nie pozwoliłem im jednak zbyt mocno pić, jutro czeka nas praca.

Co z tamtym ostatnim zbirem? Chwała Nekroli.

 

piątek, 28 maja 2021

Undead Dungeon 2.02.5 Błyszczący Kamień

 Północne obrzeża terytorium Pittsburga

Wokół kilku ognisk zgromadziła się spora grupa. Ostrożnie licząc było ich około kilkudziesięciu. Na pewno ponad setka. Wszyscy w pancerzach i pod bronią. Każdy zaś z twarzą wartą długiej odsiadki jeśli nie celi śmierci.

Największy z nich z twarzą, która zdawała się nieskalana żadnymi wyższymi myślami stanął i zaczął przemawiać.

-Ta ziemia będzie nasza! Ten dupek który siedzi teraz w Pittsburgu nas popamięta!

Nie było to nic dziwnego na ziemiach wyrzutków. Właściwie jak udało ci się kogoś obalić mogłeś być pewny najazdu całej masy najróżniejszych band. Większość po prostu chciała się obłowić i zwiać, niektóre jednak celowały wyżej myśląc, że szybko uda się im zająć miasto i samemu rządzić dzielnią. Dlatego każdy kto myślał, że może przejąć władzę na ziemiach wyrzutków musiał być przygotowany na taką ewentualność.

-Szefe, a te bandy które podobno zniknęły?

-Wiesz czemu zniknęli? Bo obłowili się i zwiali. Byli za ciency by próbować zbliżyć się do miasta nie to co my. Jak mówiłem ten zawszony dupek nas popamięta.

W tym momencie zaczął się śmiać. Jednak jego śmiech ucięła strzała, która nagle utknęła mu w gardle.

Bandyci zostali momentalnie wyprowadzeni z równowagi. Kto strzelał? Skąd padł strzał? Przecież sprawdzili okolice i nikogo nie było!

-W imię Nekroli i  proroka Sandara… Brać ich!

Momentalnie z ciemności ze wszystkich stron wyłoniły się… kościotrupy? Kościotrupy w pancerzach wymachujące mieczami i włóczniami? To przecież nie było możliwe. Jednak kościotrupy biegły na nich. Większość nie zdążyła nawet dobyć broni gdy te potwory ich obaliły.

Banda została rozbita przez nagły atak z zaskoczenia i każdy zaczął myśleć tylko o własnej skórze. Rozbiegli się jak karaluchy uciekające przed czyimś butem. Każdy biegł tak szybko jak mógł.  Rozpaczliwie zmuszał swe nogi do jak najszybszej pracy, by przetrwać. Cała ich pewność siebie została zgnieciona na miazgę, ale to nie był koniec.

-Nie dajcie im uciec!

Wnet zza drzew wyłoniła się kolejna fala wrogów wszyscy w czarnych pancerzach. Próbowali się przebić, ale naprzeciwko każdego z nich stanęło co najmniej trzech wrogów.

Psychika niektórych uległa załamaniu. Dotychczas to oni zawsze zabijali bezbronne ofiary. Przywykli do tego i zapomnieli, że oni sami mogą znaleźć się w podobnej sytuacji.

-Litości poddaje się!

-Mam żonę!

Niektórzy zaczęli już żebrać o litość. Jednak wszyscy członkowie Pajęczej Gwardii doświadczyli wielu krzywd z rąk bandytów i nadal doskonale je pamiętali. To oczywiste, że nie zamierzali darować żadnemu bandycie, zwłaszcza, że mogli się założyć o dowolną sumę pieniędzy czy ilość piwa, że nigdy nikomu nie darowali.. Do tego byli wręcz fanatycznie oddani Nekroli, bogini karzącej grzeszników. W ich oczach byli tylko ofiarami, które mają umrzeć na ołtarzu by zadowolić ich panią.

Ci którzy próbowali błagać o litość zostali natychmiast obezwładnieni, reszta która próbowała stawi opór została szybko obezwładniona.

Walka zakończyła się przed upływem dziesięciu minut.

Na scenę wkroczyła kolejna postać. Wielka łysy mięśniak w czarnej zbroi i tatuażem kruka na głowie.

-Jakie są straty?

-Dan, ma strzaskaną rękę, prócz tego kilka lekkich ran.

-A martwi?

-Nik… aaa… około osiem zniszczonych szkieletów i trzy zombi. Co do łupów. Żywych mamy około trzech kwart bandy.

-Dobra ładujcie ścierwa na wozy.

Wszyscy zaczęli pracować, poza pewną dwójką. Kruk dawał połuczenie Danowi. Chłopak próbował osłonić się tarczą przed uderzeniem dwuręcznego młota. Magicznie wykonana zbroja z kości popękała w paru miejscach, jednak jego własne były w o wiele gorszym stanie. Gdyby nie pancerz byłoby jeszcze gorzej.

-Zapamiętaj Dan. W takich sytuacjach musisz próbować wykonać unik. Nie masz też co tłumaczyć. Widziałem, że miałeś dojść miejsca.

-Tak jest.

Dan nie oponował. Doskonale wiedział, że Kruk to nie tyle wojownik co najlepszy wojownik w Pittsburgu. Miał okazje z bliska widzieć jego pojedynek z Prorokiem. Gdyby to był on zginąłby w tym czasie co najmniej mendel razy. Do tego sam zauważał jak wielkie postępy czynił w walce. Jeśli miał dobrze służyć Nekroli musiał się słuchać Kruka, tym bardziej, że sama bogini do niego przemówiła.

-Będziemy mocnej trenować, po powrocie do Pittsburga. Wypij miksturę.

-Dziękuje.

Kruk wstrzymywał Dana z wypiciem mikstury. Chciał zobaczyć jak zniesie ból. Był człowiekiem. Ważną rzeczą dla wojowników było znoszenie bólu. Ból co prawda był ważnym sygnałem pomagającym określić jak bardzo zostało się zranionym, ale trzeba było umieć go wytrzymać. Rany spowalniały wojowników z powodu uszkodzeń mechanicznych i samego bólu. Na uszkodzenia mechaniczne niewiele można było poradzić, ale ból to co innego. Przy odpowiednim treningu można było ignorować ból jak i zwiększyć swoją tolerancje na niego. Na twarzy dana było widać grymas bólu, ale nie narzekał.

-Udało ci się dobrze znieść ból Dan. Oby tak dalej.

Przypomniał sobie paniczyków ze swojego danego zakonu. Oni już by ryczeli jak panienki na widok myszy, a ten choć miał grymas na twarzy milczał. Był znacznie lepszy od tych rozpieszczonych bachorów, chociaż… możliwe, że oddanie religijne miało na to wpływ. To mogło tłumaczyć skuteczność bojową oddziałów z teokracji. Bez względu na to wszystko Setra powinien być zadowolony. W lochach ma zapas ofiar dla Nekroli teraz będzie miał znacznie więcej.

Nagle podeszła do niej Anna jedna z ghuli. To było kolejna różnica pomiędzy Pajęczą gwardią, a innymi zakonami. Większość zakonów przyjmowała tylko mężczyzn. Sandar twierdził, że płeć nie wpływa na kwalifikacje.

-Dowódco co mamy zrobić z kobietami?

-Niech dołączą do reszty bandy.

-Nie. Znaleźliśmy je w składzie zapasów bandy. Wygląda na to, że bandyci używali ich…

Dziewczyna zacisnęła ręce i zęby w nagłym przypływie gniewu. Nikt nie miał wątpliwości co te kobiety przeszły.

-Załadujcie je na osobny wóz. Niech Sandar decyduje co dalej z nimi.

Kruk widział już za wiele takich kobiet. Nie ważne ile by ich nie bito, czy nie łamano kości, mogli to wszystko wyleczyć. Problem było nie rany fizyczne tylko psychiczne. Wątpił, by te kobiety kiedykolwiek doszły do siebie.

-My przynieść dużo.

-Tak Garagan.

Olbrzymi zombi-ogr zaczął im towarzyszyć w wyprawach. Teraz miał wygląd zbliżony do kata. Skórzana maska, spodnie i łańcuchy oplecione wokół klaty. Wraz z tasakiem robiły wrażenie. Okazał się też niezłym kumplem do picia. Chociaż brak ramszu był pewną niedogodnością. Zauważał, że ogr obraca w dłoniach kawałek skały.

-Co tam masz?

-Ja znaleźć ładny kamień. Błyszczeć.

Kruk tylko wzruszył ramionami. Skoro mu się podoba…

***

Do Sandara udał się wraz z Garagarem, w końcu musiał dostarczyć mu raport. Zastał go w karczmie. Sandar siedział akurat z wójtem i omawiał jakieś sprawy miejskie. Z tego co usłyszał gdy się zbliżyli, chodziło o zatrudnienie dziwek. Te słowa przypomniały mu o dawnych pragnieniach. Od czasów przemiany właściwie nie myślał o kobietach. To było nieco nostalgiczne, jeśli mógł tak powiedzieć. Z drugiej strony jego męscy podwładni zaczęli wykazywać oznaki frustracji seksualnej.

-Raport skończony.

-Dziękuje Kruku, później zdecyduje co zrobić z tymi kobietami.

-Szefie ja znaleźć śliczny kamień. Proszę.

Sandar wziął kamień od ogra. Na widok srebrnych śladów widocznych na tym kamieniu powróciło do niego wspomnienie z dzieciństwa. Pamiętał jak na wycieczce znalazł kamień ze srebrną plamką upierał się, że znalazł srebro, ale okazało się, że to tylko mika. Był dzieckiem i cieszył się, że znalazł skarb. Teraz uśmiechał się z krępującym politowaniem na myśl o tym wspomnieniu. Jednak z jakiegoś nieznanego sobie powodu użył na kamieniu zaklęcia identyfikacji. Wynik sprawił, że otworzył oczy jeszcze szerzej i powtórzył zaklęcie był mieć pewność. Rezultat był ten sam.

-Garagan, chyba znalazłeś skarb.

To nie był kamień z jakimś kawałkiem miki, to było prawdziwe srebro.

Undead Dungeon 2.02. Co tam na mieście?

Władca Pittsburga siedział w swojej komnacie w kasztelu. Czemu nie w lochu? Dla samego zachowania pozorów. Po za tym nie chciał by jego nowi poddani włazili do lochów. Przynajmniej nie bez wyraźnej przyczyny. No tak lochy…

Z nieznanego mu powodu stało się coś ze strefą wpływów. Dotychczas pokrywała się z korytarzami w jego lochu. Jednak teraz strefa wpływów pokrywała się z całym obszarem księstwa. Początkowo był tym zszokowany, jednak nie zamierzał narzekać. Teraz zbierał moc ze wszystkich na terenie swojego księstwa. Dochód był olbrzymi. Mimo wszystkiego strefa gdzie mógł budować swój loch nie uległa powiększeniu. Sam Pitsburg i podziemna świątynia znajdowały się na samej granicy strefy budowy.

Miał pewną teorię czemu tak się stało. Strefa rozbudowy była zależna od serca lochu. Najprawdopodobniej nie mógł budować dalej, serce mu na to pozwalało. Miał szczęście, że Pittsburg był w zasięgu strefy. Przypadek czy celowa interwencja? Oba te warianty były równie prawdopodobne.

Co do strefy wpływów musiała być związana, nie z sercem lochu, lecz z nim samym. Gdy oficjalnie zyskał władzę jako watażka wyrzutków zyskał tu oficjalne wpływy. Pogmatwane to było, ale wniosek był prosty. Gdyby zyskał oficjalną władzę na jakiś ziemiach ta stałaby się jego strefą wpływów i zbierałby moc od jej mieszkańców. Istniała też druga strona medalu, gdyby stracił władzę straciłby też dochód. Wyglądało ta tak jak rywalizacja o terytorium między gildiami w grach MMO. Z taką perspektywą każdy przynajmniej raz pomyślałby o wielkim podboju, on też, jednak rozsądek szybko wziął górę nad popędliwością. Tylko głupiec myślałby o kolejnych podbojach, gdy ma nieporządek na własnych ziemiach. Zresztą wszyscy nekromanci (no prawie wszyscy) jakich znał z popkultury upadali przez swoją wygórowaną ambicje.

No właśnie jego ziemię. Rozejrzał się po swojej komnacie. Gdy tylko się wprowadził pierwszą rzeczą o jakiej pomyślał, była kolejna obelga pod adresem dawnego właściciela. Jego przesadzony styl uznał za co najmniej okropny. Natychmiast  kazał sługą wsadzić wszystkie meble i inne rzeczy, które zostały po baronie do serca lochu O tyle dobrze, że dały kilka punktów mrocznej energii. Na ich miejsce zakupił nowe umeblowanie pochodzące z menu lochu. Od razu poczuł się lepiej w nowym otoczeniu. Choć musiał przyznać, że wyglądało dość mrocznie. Wójt mocno się wzdrygnął gdy po raz pierwszy to zobaczył. No tak wójt… Spojrzał na niewielki kawałek skały, wraz z kryształem obok niego.

Był to pozornie zwykły kamień poznaczony metalicznymi żyłkami i plamami. Drugi to jadowicie purpurowy kryształ. Oba te pozornie nic nieznaczące przedmioty mogły jednak sprowadzić na niego pomyślność lub kłopoty.

Myślami jednak wrócił jednak do ostatniego spotkania ze swoimi doradcami.

Obrady odbywały się zawsze w tym samym składzie. Sandar Watażka Wyrzutków i Władca Pittsburga, Mortimer doratcca do spraw lochu, Caravon karczmarz i wójt miasta, Kruk doradca do spraw wojskowych i Setra najwyższy kapłan.

Najpierw podsumowano kwestie eliksirów. Fabryka została uruchomiona, a produkcja ruszyła. Gorzej było z samą organizacją pracowników. Nie było żadnego menagera, więc organizacja pracy leżała. Jakoś umawiali się między sobą, ale raczej średnio im to wychodziło. Myślę, że z powodu złej organizacji pracy osiągamy około 68% wydajności. Niestety w Pittsburgu nie ma osoby, która mogłaby się podjąć roli menagera. Na szczęście już teraz udało się utworzyć stabilny łańcuch dostaw dla Vornisena. Jak na razie wymiana idzie bez problemów. Stale płyną do nich eliksiry, a do nas pieniądze. Martwi mnie to, że ostatnie zamówienie było większe od poprzedniego. Wygląda na to, że popyt wzrasta.

-Będę musiał znaleźć sposób na poprawienie efektywności, dobudować drugą linie produkcyjną i znaleźć menagera.

Znalezienie menagera utrudnia też jeszcze jeden fakt. Wśród załogi fabryki są niemal wszystkie podległe mi ghule. Co prawda chodzą spokojnie po ulicach, ale dla niepoznaki każe im nosić długie szaty. Jednak na kogoś, kto będzie z nimi bezpośrednio pracował to nie zadziała.

Co z nieumarłymi? Pełny pancerz na szkielecie zapewnia odpowiednie ukrycie i szacunek. Szkielet zaś nie śmierdzi, więc zapach go nie zdradzi.

No tak co z resztą Ghuli? Zaria wreszcie dała się przekonać do roli akolitki. Ubrała czarną kapłańską szatę i rozpoczęła służbę świątynną. Do niej dołączyło jeszcze kilka osób zarówno Ghuli jak i ludzi. Na razie ich rola ograniczała się do prac porządkowych i pomocy przy rytuałach, ale każdy tak zaczynał. Setra już mi opowiadał jak w czasach gdy był jeszcze żywy kapłan świątynny ganiał nowych akolitów.

Zresztą kult zaczął mi sprawiać pierwszy problem. Mianowicie po kilka mięsiącach pojawiły się bardzo entuzjastyczne osoby, aż nazbyt entuzjastyczni wyznawcy Nekroli. Wszyscy młodzi. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Kazałem Krukowi sformować ich w regularny oddział.

Nie jakiś zwykły oddział tylko w Pajęczą Gwardie. Mściwą pięść Nekroli. Brzmi jakbym zamierzał iść na wojnę, ale nie zamierzam szukać kłopotów. Jednak jestem pewien, że prędzej czy później się pojawią. Ktoś o to zadba. Oczywiście nie oskarżam nikogo, zwłaszcza niestabilnych emocjonalnie osób. NIKOGO NIE OSKARŻAM, JASNE?!

No tak Pajęcza Gwardia obiecałem im nowy ekwipunek po zakończeniu szkolenia. Mianowicie obiecałem im zbroje i broń stworzoną przy pomocy Kreacji Kości Eazama. Na szczęście w tym momencie nie musiałem tego robić sam. Oprócz Diany zyskałem jeszcze trzech uczniów. Jeden z nich okazał się bardzo utalentowany w kreowaniu kości. Ostatnio udało mu się nawet nadać kością czarny kolor z purpurowymi akcentami za pomocą kilku zmian w zaklęciu. Muszę przyznać, że to bardzo estetyczne, ale przez te jego doświadczenia doszło już do kilku eksplozji. Po piątej kazałem mu przenieść badania do dedykowanej sali w lochu. Diana też robi postępy, szczególnie dobrze idą jej czary ofensywne. Nie zamierzam jednak odpuszczać żadnemu z moich uczniów. Zamierzam zrobić z nich mistrzów magii więc niech się szykują.

Spojrzałem na kryształ. Skrystalizowana magia o atrybucie śmierci i to tuż koło Pittsburga? To coś o wiele potężniejszego niż to czego użyłem przy ożywianiu Garagana. O tyle dobrze, że właściwie tylko magowie by się tym zainteresowali. Do tego ze względu na wyspecjalizowany atrybut kryształu liczba zainteresowanych magów jest niższa niż normalnie. Właściwie tylko my moglibyśmy go skutecznie go wykorzystać. Jednak to nieznaczny, że jakiś mag się na to nie połasi. Mimo to nie przedstawia się jako zbyt duży generator problemów.

Prawdziwym problemem jest ten drugi niepozorny kamień.

Ruda srebra…

Gagaran znalazł ją podczas ostatniego patrolu. To już coś zupełnie innego kalibru. Jeśli uruchomilibyśmy wydobycie i wytop to byłaby dosłowna żyła gotówki. Jednak gdy ktoś siedzi na srebrze staje się obiektem niepożądanej uwagi w Czechach niejaki Kobyła tak miał. Chociaż w byciu najechanym pomogło mu to, że trzymał z jedną ze stron podczas wojen husyckich, a druga go najechała.

Zresztą i tak nie mamy jak ruszyć z wytopem. Miałem jako takie pojęcie o prostej alchemii. Było to coś zbliżone do gotowania. Tylko działało nieco inaczej. Wytop to zupełnie inna para kaloszy (w tym wypadku ciżb), aż sobie przypominam rozmowę podczas spotkania.

-To kamień, który znalazł Gagaran. Zbadałem go zaklęciem identyfikacji. Okazało się, że to ruda srebra. Co do  miejscu gdzie Garagan go znalazł użyłem potężnego zaklęcia… okazało się, że siedzimy na wielkim złożu srebra.

Wszyscy oczywiście zaniemówili. W pierwszej chwili pomyśleli, że trafiliśmy jackpot’a w kasynie.

-Zbudujmy kopalnie i zacznijmy wydobycie!

-Wójcie, czy ktokolwiek na tych ziemiach zna się na wydobyciu rudy lub jej wytopie?

Wszyscy spojrzeli po sobie. Oczywiście że nikt się na tym nie znał w tym ja.

-Tak wiem, że to złoże to prawdziwy skarb. Jednak by się do niego dobrać musimy zbudować kopalnie i hutę. To oznacza napływ ludności.

Złoże jest trochę oddalone od Pittsburga więc lepiej byłoby zbudować wioskę na miejscu, by robotnicy nie musieli by zasuwać codziennie od miasta do kopalni. Jednak ostatnio w mieście pojawił się jeszcze jeden problem. Wójt zwrócił mi na niego uwagę gdy ostatnio byłem w karczmie.

Okazało się, że gdy młodzi pozbyli się pewnego źródła stresu i wielu z nich zdobyło nową pracę, zaczęli zauważać pewne potrzeby rozrywkowe. Nie chodzi mi o alkohol tylko o dziewczyny.

Za czasów Barona, jego ludzie po prostu brali kobiety siłą. Jeśli im się oddała to zwykle po prostu ją puszczali, a jak nie to po zabawie po gardle. Jak sobie o tym myślę, to wysłanie ich tylko na ołtarz było dla nich za dobre. Pociesza mnie, że Nekroli jest nie tylko bogini nią śmierci, ale też tą, która każe grzeszników. Mam nadzieje, że dobrze się z nimi zabawia. Chłopcy byli chętnie, ale to nie znaczyło, że dziewczyny będą kręcić dla nich tyłkami na lewo i prawo. Dałem już wszystkim do zrozumienia, że gwałciciele skończą na ołtarzu. Jednak bez względu na wszystko potrzeba od tak nie zniknie. Z tego powodu wójt zaproponował mi stworzenie zamtuza.

Nie byłem przeciwny temu pomysłowi. Na ziemi sam już korzystał z usług takich dziewczyn. Mimo wszystko rozbudowa karczmy Caravora lub budowa nowego budynku, nie stanowiła problemu, podobnie z jego umeblowaniem lub zapełnieniem trunkami i jadłem. Problem były jednak pracownice. Tu ich nie znajdziemy. Najprostszym rozwiązaniem byłby zakup niewolnic w Worgl.

Menager, górnictwo, hutnictwo i panienki. Widać muszę ponownie wybrać się do Worgl i poprosić Vormisena o kilka przysług.