piątek, 28 maja 2021

Undead Dungeon 2.02.5 Błyszczący Kamień

 Północne obrzeża terytorium Pittsburga

Wokół kilku ognisk zgromadziła się spora grupa. Ostrożnie licząc było ich około kilkudziesięciu. Na pewno ponad setka. Wszyscy w pancerzach i pod bronią. Każdy zaś z twarzą wartą długiej odsiadki jeśli nie celi śmierci.

Największy z nich z twarzą, która zdawała się nieskalana żadnymi wyższymi myślami stanął i zaczął przemawiać.

-Ta ziemia będzie nasza! Ten dupek który siedzi teraz w Pittsburgu nas popamięta!

Nie było to nic dziwnego na ziemiach wyrzutków. Właściwie jak udało ci się kogoś obalić mogłeś być pewny najazdu całej masy najróżniejszych band. Większość po prostu chciała się obłowić i zwiać, niektóre jednak celowały wyżej myśląc, że szybko uda się im zająć miasto i samemu rządzić dzielnią. Dlatego każdy kto myślał, że może przejąć władzę na ziemiach wyrzutków musiał być przygotowany na taką ewentualność.

-Szefe, a te bandy które podobno zniknęły?

-Wiesz czemu zniknęli? Bo obłowili się i zwiali. Byli za ciency by próbować zbliżyć się do miasta nie to co my. Jak mówiłem ten zawszony dupek nas popamięta.

W tym momencie zaczął się śmiać. Jednak jego śmiech ucięła strzała, która nagle utknęła mu w gardle.

Bandyci zostali momentalnie wyprowadzeni z równowagi. Kto strzelał? Skąd padł strzał? Przecież sprawdzili okolice i nikogo nie było!

-W imię Nekroli i  proroka Sandara… Brać ich!

Momentalnie z ciemności ze wszystkich stron wyłoniły się… kościotrupy? Kościotrupy w pancerzach wymachujące mieczami i włóczniami? To przecież nie było możliwe. Jednak kościotrupy biegły na nich. Większość nie zdążyła nawet dobyć broni gdy te potwory ich obaliły.

Banda została rozbita przez nagły atak z zaskoczenia i każdy zaczął myśleć tylko o własnej skórze. Rozbiegli się jak karaluchy uciekające przed czyimś butem. Każdy biegł tak szybko jak mógł.  Rozpaczliwie zmuszał swe nogi do jak najszybszej pracy, by przetrwać. Cała ich pewność siebie została zgnieciona na miazgę, ale to nie był koniec.

-Nie dajcie im uciec!

Wnet zza drzew wyłoniła się kolejna fala wrogów wszyscy w czarnych pancerzach. Próbowali się przebić, ale naprzeciwko każdego z nich stanęło co najmniej trzech wrogów.

Psychika niektórych uległa załamaniu. Dotychczas to oni zawsze zabijali bezbronne ofiary. Przywykli do tego i zapomnieli, że oni sami mogą znaleźć się w podobnej sytuacji.

-Litości poddaje się!

-Mam żonę!

Niektórzy zaczęli już żebrać o litość. Jednak wszyscy członkowie Pajęczej Gwardii doświadczyli wielu krzywd z rąk bandytów i nadal doskonale je pamiętali. To oczywiste, że nie zamierzali darować żadnemu bandycie, zwłaszcza, że mogli się założyć o dowolną sumę pieniędzy czy ilość piwa, że nigdy nikomu nie darowali.. Do tego byli wręcz fanatycznie oddani Nekroli, bogini karzącej grzeszników. W ich oczach byli tylko ofiarami, które mają umrzeć na ołtarzu by zadowolić ich panią.

Ci którzy próbowali błagać o litość zostali natychmiast obezwładnieni, reszta która próbowała stawi opór została szybko obezwładniona.

Walka zakończyła się przed upływem dziesięciu minut.

Na scenę wkroczyła kolejna postać. Wielka łysy mięśniak w czarnej zbroi i tatuażem kruka na głowie.

-Jakie są straty?

-Dan, ma strzaskaną rękę, prócz tego kilka lekkich ran.

-A martwi?

-Nik… aaa… około osiem zniszczonych szkieletów i trzy zombi. Co do łupów. Żywych mamy około trzech kwart bandy.

-Dobra ładujcie ścierwa na wozy.

Wszyscy zaczęli pracować, poza pewną dwójką. Kruk dawał połuczenie Danowi. Chłopak próbował osłonić się tarczą przed uderzeniem dwuręcznego młota. Magicznie wykonana zbroja z kości popękała w paru miejscach, jednak jego własne były w o wiele gorszym stanie. Gdyby nie pancerz byłoby jeszcze gorzej.

-Zapamiętaj Dan. W takich sytuacjach musisz próbować wykonać unik. Nie masz też co tłumaczyć. Widziałem, że miałeś dojść miejsca.

-Tak jest.

Dan nie oponował. Doskonale wiedział, że Kruk to nie tyle wojownik co najlepszy wojownik w Pittsburgu. Miał okazje z bliska widzieć jego pojedynek z Prorokiem. Gdyby to był on zginąłby w tym czasie co najmniej mendel razy. Do tego sam zauważał jak wielkie postępy czynił w walce. Jeśli miał dobrze służyć Nekroli musiał się słuchać Kruka, tym bardziej, że sama bogini do niego przemówiła.

-Będziemy mocnej trenować, po powrocie do Pittsburga. Wypij miksturę.

-Dziękuje.

Kruk wstrzymywał Dana z wypiciem mikstury. Chciał zobaczyć jak zniesie ból. Był człowiekiem. Ważną rzeczą dla wojowników było znoszenie bólu. Ból co prawda był ważnym sygnałem pomagającym określić jak bardzo zostało się zranionym, ale trzeba było umieć go wytrzymać. Rany spowalniały wojowników z powodu uszkodzeń mechanicznych i samego bólu. Na uszkodzenia mechaniczne niewiele można było poradzić, ale ból to co innego. Przy odpowiednim treningu można było ignorować ból jak i zwiększyć swoją tolerancje na niego. Na twarzy dana było widać grymas bólu, ale nie narzekał.

-Udało ci się dobrze znieść ból Dan. Oby tak dalej.

Przypomniał sobie paniczyków ze swojego danego zakonu. Oni już by ryczeli jak panienki na widok myszy, a ten choć miał grymas na twarzy milczał. Był znacznie lepszy od tych rozpieszczonych bachorów, chociaż… możliwe, że oddanie religijne miało na to wpływ. To mogło tłumaczyć skuteczność bojową oddziałów z teokracji. Bez względu na to wszystko Setra powinien być zadowolony. W lochach ma zapas ofiar dla Nekroli teraz będzie miał znacznie więcej.

Nagle podeszła do niej Anna jedna z ghuli. To było kolejna różnica pomiędzy Pajęczą gwardią, a innymi zakonami. Większość zakonów przyjmowała tylko mężczyzn. Sandar twierdził, że płeć nie wpływa na kwalifikacje.

-Dowódco co mamy zrobić z kobietami?

-Niech dołączą do reszty bandy.

-Nie. Znaleźliśmy je w składzie zapasów bandy. Wygląda na to, że bandyci używali ich…

Dziewczyna zacisnęła ręce i zęby w nagłym przypływie gniewu. Nikt nie miał wątpliwości co te kobiety przeszły.

-Załadujcie je na osobny wóz. Niech Sandar decyduje co dalej z nimi.

Kruk widział już za wiele takich kobiet. Nie ważne ile by ich nie bito, czy nie łamano kości, mogli to wszystko wyleczyć. Problem było nie rany fizyczne tylko psychiczne. Wątpił, by te kobiety kiedykolwiek doszły do siebie.

-My przynieść dużo.

-Tak Garagan.

Olbrzymi zombi-ogr zaczął im towarzyszyć w wyprawach. Teraz miał wygląd zbliżony do kata. Skórzana maska, spodnie i łańcuchy oplecione wokół klaty. Wraz z tasakiem robiły wrażenie. Okazał się też niezłym kumplem do picia. Chociaż brak ramszu był pewną niedogodnością. Zauważał, że ogr obraca w dłoniach kawałek skały.

-Co tam masz?

-Ja znaleźć ładny kamień. Błyszczeć.

Kruk tylko wzruszył ramionami. Skoro mu się podoba…

***

Do Sandara udał się wraz z Garagarem, w końcu musiał dostarczyć mu raport. Zastał go w karczmie. Sandar siedział akurat z wójtem i omawiał jakieś sprawy miejskie. Z tego co usłyszał gdy się zbliżyli, chodziło o zatrudnienie dziwek. Te słowa przypomniały mu o dawnych pragnieniach. Od czasów przemiany właściwie nie myślał o kobietach. To było nieco nostalgiczne, jeśli mógł tak powiedzieć. Z drugiej strony jego męscy podwładni zaczęli wykazywać oznaki frustracji seksualnej.

-Raport skończony.

-Dziękuje Kruku, później zdecyduje co zrobić z tymi kobietami.

-Szefie ja znaleźć śliczny kamień. Proszę.

Sandar wziął kamień od ogra. Na widok srebrnych śladów widocznych na tym kamieniu powróciło do niego wspomnienie z dzieciństwa. Pamiętał jak na wycieczce znalazł kamień ze srebrną plamką upierał się, że znalazł srebro, ale okazało się, że to tylko mika. Był dzieckiem i cieszył się, że znalazł skarb. Teraz uśmiechał się z krępującym politowaniem na myśl o tym wspomnieniu. Jednak z jakiegoś nieznanego sobie powodu użył na kamieniu zaklęcia identyfikacji. Wynik sprawił, że otworzył oczy jeszcze szerzej i powtórzył zaklęcie był mieć pewność. Rezultat był ten sam.

-Garagan, chyba znalazłeś skarb.

To nie był kamień z jakimś kawałkiem miki, to było prawdziwe srebro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz