sobota, 29 maja 2021

Undead Dungeon 2.03 Odrzucony.

 Stałem w jednej sal lochu przed sodą miałem dwadzieścia siedem osób.

Dianę w nowej czarnej sukni. Na ziemi wraz z bladym pudrem mogłaby uchodzić za jakąś gothic lolite.

Zaria w pełnej czarnej szacie z nakryciem głowy ze zwieńczeniem w kształcie półokręgu z którego boków spływały dwie czarne wstęgi Twarz zaś zakrywał welon. Cały strój zaś był ozdobiony purpurowymi akcentami.

Prócz nich było jeszcze jest jeszcze dwudziestu pięciu członków pajęczej gwardii.

-Słuchajcie mnie uważnie. Jutro rano udajemy się do Worgl.  Jak zapewne wiecie, władca Worgl jest naszym głównym klientem, który skupuje nasze mikstury, dlatego macie zachowywać się porządnie w Worgl. Żadnych bójek, pijaństwa lub zaczepiania dziewcząt. Najważniejsze macie nie wspominać o kulcie, ani o Nekroli. Pamiętajcie, że nadal się ukrywamy.

Nie zamierzam się afiszować z tym, że jestem panem nieumarłych, ani z wiarą w Nekroli. W każdym razie jeszcze nie… Jakby nie patrzeć mam armię i mogę swobodnie rozbudowywać ją do dziesiątek lub setek tysięcy, ale nadal to małe terytorium łatwe do zalania wielką falą wojsk. Miałbym wdawać się w wojnę by zostać na kupie gruzów? Nawet jeśli bym wygrał to byłoby bardziej niż pyrrusowe zwycięstwo. Zresztą schodzimy z tematu.

-Od teraz wszystko co powiem jest tajne. To znaczy, że macie o tym nie rozmawiać, zwłaszcza w Worgl. Wszyscy zrozumieli.

Zmierzyłem wszystkich spojrzeniem.

-Po pierwsze udamy się do Worlg by nawiązać umowę, która zapewni nam środki do wydobycia i wytopu pobliskich złóż srebra. Po drugie. Doszły mnie słuchy, że część młodych mężczyzn z naszego miasta zaczęła nachalnie zalecać się do każdej dziewczyny w mieście.

Kilku chłopaków spojrzało w bok. Udam, że tego nie widziałem. Diana i Zaria spojrzały na nich nieprzychylnie. Co się im dziwić? Musiały znosić podobne traktowanie ze strony baronowych, chociaż moi nie przekroczyli, ani nie naruszyli żadnej granicy.

– By ukrócić takie sytuacje, wraz z radą miejską uznałem, że w mieście potrzebny jest zamtuz. Diana później o tym porozmawiamy. To tyle. Rozejść się i przygotować do drogi.

Wieczorem musiałem jeszcze porozmawiać z Dianą i Zarią. Tak martwiły się losem dziewcząt, zwłaszcza Diana. Nie dziwię się, była blisko podobnego losu. Też o tym myślałem. Myślę, że po prostu dam wybór niewolnicą, a po kilku latach pracy zwrócę im wolność.

***

Droga do Worlg minęła bez problemów z jednym wyjątkiem. Po drodze mieliśmy małą atrakcje. Mianowicie w połowie drogi napadli na nas bandyci. Właściwie podobny poziom co baronowi.

Dałem się wykazać moim podwładny, sam nie uczestniczyłem chyba, że ktoś zaszedł ich o tyły wtedy ściągałem go zaklęciem. Początkowo było ponad pięćdziesięciu drabów. Po wszystkim zostało mniej niż dziesięciu. Gwardziści zaś nie zebrali nawet zadrapania.

-Widzieliście jak dokopaliśmy?

-Skopaliśmy im tyłki.

Poczułem, że muszę interweniować.

-Tak pajęczy gwardziści, wygraliście. Wszystko dzięki temu, że zostaliście dobrze wyszkoleni i umiecie korzystać z tej wiedzy. Jednak nie popadajcie w próżność. Gdyż to właśnie pycha, próżność i przekonanie o własnej wielkości ciągnie człowieka w dół, powoduje jego upadek i nie pozwala mu się rozwijać. Przypomnijcie sobie Barona, który był zwykłym bandytą. Jak stoczył się zakon do którego należał Kruk. Za tym wszystkim stała pycha i duma. Strzeżcie się ich bo to one posprzedają upadek. Trzymajcie są dumę na wodzy, gdyż to da wam coraz większą siłę. W tę właśnie siłę będziemy rosnąć. Pracujcie pilnie bo powrót naszej bogini jest bliski. Wszyscy musimy pracować razem nad tym zbożnym celem. Nie ustawajcie w wysiłkach i przynoście naszej bogini ofiary tak jak dziś, by mogła odzyskiwać swą moc i rosnąć w siłę.

-Co ty pierdolisz świrze?! Niby jak się udało wam nas pokonać cwele?!

Poprawka poziom niższy niż sługusów Barona. Zaraz… jeden… dwa… trzy… osiem. Dobrze się składa.

-Zaria! Czyń swoją powinność.

-Powinność… ale ja jeszcze nigdy sama tego nie robiłam.

-Wierze w ciebie. Setra chwalił twoje postępy, uwierz w siebie. Jedyną osobą, która może cię powstrzymać to ty sama.

-Co ty możesz dziwko? Ssij mi pałę!

W tym momencie Zaria drgnęła. Wygląda na to, że przypomniała sobie coś złego. Nie chcę się domyślać co dokładnie. Głupek podpisał na siebie wyrok.

-Nekroli, Purpurowa Pajęczyco, Pani Śmierci, Nieprzebłagana Egzekutorko, Królowo Nie-Śmierci. Proszę pozwól mi być twoim ostrzem. Niech plugawi doznają wiecznych męczarni, a godni niech kroczą wśród twej świty.

Z tą krótką modlitwą dźgnęła najbliższego bandytę. W tym momencie zaczął krzyczeć jakby poddawano go nieopisanym torturą, a jego ciało zmieniło się w półpłynną masę, którą wchłonął sztylet. Reszta tej hardej bandy zamilkła. Tak zwani twardziele srają po gaciach jak tylko śmierć na poważnie zajrzy im w oczy. To mi się nigdy nie znudzi.

-Nie!!!

-Litości!!!

-Ja tylko robiłem co ni kazano!!!

-Dołączyłem dopiero wczoraj!!! Nic złego nie zrobiłem!!!

-Jeśli macie serca po właściwej stronie dołączycie do uprzywilejowanych w królestwie Nekroli.

Wszyscy zmienili się w marną półpłynną masę. Nie warto o tym nic więcej wspominać.

****

Do miasta weszliśmy bez problemu a na rozmowę z Vormisenem umówiłem się na jutro. Zluzowałem drużynę, a sam zamknąłem się w moim pokoju w karczmie.

-Wejdź.

Ze ściany wypłynął purpurowy cień.

-Witaj mój panie!

-Do raportu.

Jakiś czas temu wysłałem upiory do każdego z okolicznych miast. Informacje to potęga.

-Słucham?!

To dopiero informacja w tutejszej gildii alchemików jest ktoś proponuje zmiany w aktualnym modelu produkcji. W bardzo bliskiej przyszłości może przerodzić się to w fabrykę podobną do mojej. Wygląda na to, że będę miał konkurencje. Jak by tu zareklamować moje produkty, by były bardziej atrakcyj…

-CO? JAK TO WYRZUCILI GO Z GILDII ALCHEMIKÓW?!

Z tego co mówi mój sługa wszystko zaczęło się od tego, że jakiś czas temu na rynku pojawiły się czerwone mikstury, które nie wiedząc jak były bardzo tanie. Początkowo myślano, że to oszustwo, jednak okazało się, że ten nowy towar działa, ale w niewielkim stopniu ustępuje ich wyrobom.

Stało się tak jak przewidywałem, konsumenci wybrali mój towar. Jakość i efekty były w porządku i na dodatek cena była niska. W gildii alchemików pojawił się pewien niemłody już eliksirowar i imieniu Ratofer. Próbował namówić gildie do zmiany modelu działania. Przedstawił projekt wielkich kadzi i warzenia za jednym razem ogromnych ilości mieszanki. Właściwie to bardzo podobne do mojego systemu. Jednak ja oparłem się na wiedzy z mojego świata. On mógł to usłyszeć od jakiegoś innoświatowca, albo sam to wykombinował. Jeśli sam to znaczy, że jest zdolny do nieszablonowego, wręcz do rewolucyjnego myślenia. Jednak cała reszta gildii robiła mu wbrew. Coś o dbaniu o jakości, niemożności kontrolowanie procesu itd. Skończyło się na tym, że o wywalili za jak to określili „bulwersującą obrazę dla sztuki alchemicznej połączoną  ze skrajnym nieprofesjonalizmem i partactwem”.

Z tego co widzę góra gildii alchemików to niereformowalni tradycjonaliści. Czemu bez przerwy wpadam na takich idiotów. Ktoś się nie rozwija ten jest pierwszy w kolejce do wyginięcia. Skoro o tym mowa, to zastanawiam się jak to możliwe, że głupota nie wyginęła w procesie ewolucyjnym.

-Nadal jest w mieście? To dobrze mogę… CO?! Planują go przegnać?!

Przecież wywalili go z gildii ledwie wczoraj. Nie zamierzam marnować śliny na dalsze komentarze dotyczące tej sprawy. Zresztą to już nie pora na gadanie tylko na działanie.

***

Ratofer akurat wracał wściekły z karczmy. Banda zarozumiałych głupców. Ratoferowi też niezbyt podobał się pomysł z celowym produkowaniem gorszych jakościowo mikstur, ale nie widział innej opcji. Na rynku pojawił się nowy gracz, który sprzedawał duże ilości mikstur w niskiej cenie. Nie był to jednak jakiś szarlatan sprzedający „cudowne” lekarstwa, jak początkowo sądzono. Oferował bezpieczny i działający towar w przyzwoitej jakości. Mikstury stały się dla tych, których dotychczas nie było na nie stać, a ich dotychczasowi klienci wybierali dobry i tańszy produkt. Nowy gracz zaczął dominować rynek eliksirów i wszystko wskazywało na to, że wygryzie ich z interesu.

Początkowo uważali to za jedną z kupieckich sztuczek na pozbycie się konkurencji. Przez jakiś czas sprzedawaj towary za bezcen, by wszyscy przyszli po twoje towary, gdy konkurencja zbankrutuje, wróć do normalnych cen.

Tak się jednak nie stało i stało się jasne, że tajemniczy gracz jest wstanie osiągnąć zysk i to prawdopodobnie nie mały.

Zaczął się głowić jak to możliwe, że utrzymuje tak niską cenę przez kilka mięsiści i jeśli wierzyć plotką nadal osiąga zysk. W końcu w karczmie podsłuchał rozmowę winiarzy o wielkiej kadzi, której zaczęli używać do rozgniatania winogron.

To go olśniło. Ogromna kadź. Dotychczas wszyscy pracowali z małymi kociołkami i pilnowali każdego szczegółu procesu warzenia. Z tego powodu mogli produkować średnio kilkanaście mikstur jednego dnia. Jednak gdyby zastosować jakąś wielką kadź i w jakiś sposób rozwiązać problem powolnego butelkowania, to mimo iż niemożliwe by było dokładne kontrolowanie procesu wytwarzania, to w ciągu dnia można było produkować… To zależałoby od kadzi, ale setki, a może nawet tysiące?!

Rozgryzienie tego całego procesu stało się jego obsesją. W końcu udało mu się opracować prototyp. Wielka kadź, która prowadziła do różnych dodatkowych aparatur, na koniec rozlewnia z wieloma kranami.

Swój projekt przedstawił na zlocie alchemików, ale takiej reakcji się nie spodziewał. Jego projekt został odrzucony, a on zmieszany z błotem do tego stopnia, że usunięto go z gildii alchemików. Z tego powodu chodził teraz wściekły.

Był już w pełni osiwiały i pomarszczony, ale czuł, że to on ma racje.

Coś mu mówiło, że na tym się nie skończy.

-Mistrz Ratufer?

Odwrócił się. Okazało się, że uliczki wyszedł młody mężczyzna w dziwacznym stroju. Długa szata, jakiś napierśnik z naramiennikami i wysoki kapelusz bez rondla. W dłoniach zaś miał laskę zakończoną czaszką. Mag?

-Tak, a kto pyta.

-Jestem Sandar. Watażka Wyrzutków z Pittsburga.

Watażka wyrzutków z innego miasta? Słyszał o przewrocie w Pittsburgu, ale informacje zawsze wydawały mu się jakoś ubogie.

-Co Watażka Wyrzutków z innego miasta robi w Worlg?

-Prowadzą interesy w Vorsenem. Rozprowadza moje eliksiry. Wprowadziłem je na rynek kilka miesięcy temu.

Eliksiry… zaraz… kilka miesięcy temu…

-Zgadza się to ja produkuje, tę eliksiry, które namieszały w gildii alchemików. Gratuluje rozgryzienie mojej metody produkcji.

Więc to on to obmyślił. Jest młodszy niż myśllałem.

-Czego Pan ode mnie chcę?

-Ostrzec. Gildia alchemików chce pana usunąć na dobre.

To było zastanawiające, czemu gildia miała…

Jego rozważania zostały przerwane przez kilka zamaskowanych postaci ze sztyletami. Bez ostrzeżenia ruszyły w ich stronę z morderczym błyskiem w oczach. Zanim jednak zdążył zareagować napastnik był już przy nim i spodziewał się, że już po nim.

Tak się jednak nie stało błysk fioletowej energii trafił napastnika powalając go na ziemię. Pozostali stanęli jak wryci.

-Tan wąsaty jednooki nic nie mówił o magu!!!

-Nieważne!!! Zabić obu!!!

Nie zdążyli nawet się poruszyć gdyż od maga jednocześnie wyleciało wiele białych obiektów, które trafiły resztę zbirów. Jeden zbirów zdążył spojrzeć na długie obiekty wystające mu z piersi. Jego ostatnią myślą było to, że jakoś kojarzą mu się z kośćmi.

Ratufer był w stanie emocjonalnym, którego nie był wstanie dokładnie określić. Był jeden wąsacz z jednym okiem, którego znał. Był nim aktualny mistrz gildii alchemików. Po prostu zabrakło mu słów.

-Nie może pan zostać już w tym mieście. Tak się składa, że mam dla Pana propozycje.

-Słucham.

-Jak Pan wie prowadzę zakład produkujący mikstury. Szukam kogoś, kto stanie na jego czele i będzie nim zarządzał w moim imieniu. Dobrze Pana wynagrodzę.

Radufar się chwilę zastawiał. Po prawdzie stracił swoje miejsce w gildii, nasłano na niego zabójców i tylko patrzeć jak spróbują ponownie i jeszcze spalą mu warsztat. To była najlepsza opcja jaką miał do wyboru.

-Przyjmuje propozycje, mój Panie.

-Cieszy mnie. Chodźmy do ciebie. Nie zdziwię się jeśli wysłali zbirów by zdemolowali twój dom. Wezmę moich ludzi. Cieniu.

Nagle z nikąd wyłoniła się mgła. Z tej mgły uformował się humanoidalna postać w metalowej masce.

-Cieniu udaj się do gospody i powiadam pajęczych gwardzistów oraz Dianę i Zarie by natychmiast stawili się w miejscu które ci wskaże. Mają być gotowi do walki. To jest rozkaz.

Wolałem by nikt nie znalazł tych ciał. Schowałem je w mojej przestrzeni magazynującej, potem jakoś je wykorzystam.

-Chodźmy.

W tym czasie Ratofer myślał sobie, że to nie tylko ktoś kto wpadł na pomysł masowego produkowania mikstur lub wspiął się na pozycję watażki wyrzutków. To ktoś kto rozkazuje jakimś dziwnym istotą. Zastanawiał się co jeszcze skrywa.

Po paru chwilach doszli do domu Ratofera. Ktoś wszedł do środka wraz z drzwiami. W środku okazało się, że moje przypuszczenia dotyczące wizyty nieproszonych gości okazały się słuszne. Nie zdążyli jednak wyrządzić jakiś poważnych szkód. Moi ludzie szybko przybyli i ich unieszkodliwili. Całość przeżył tylko jeden bandzior.  Gwardziści wyszli bez ran. Tym razem nie unosili się dumą. Prezentowali chłodne profesjonalne podejście. Jestem zadowolony. Później zaś musiałem wszystko wytłumaczyć Ratoferowi w tym, to, że należymy do kultu zapomnianej bogini. Nie wydawał się zaniepokojony, był wręcz bardzo zaciekawiony. Spakowaliśmy co ważniejsze rzeczy Ratofera starając się zostawić jak największy bałagan. Wieczorem mieliśmy imprezę. Nie pozwoliłem im jednak zbyt mocno pić, jutro czeka nas praca.

Co z tamtym ostatnim zbirem? Chwała Nekroli.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz