sobota, 15 sierpnia 2020

Undead Dungeon 17: Modlitwa


Gdzieś pod Pittsburgiem.

Szkielety kopały ziemię i skały za pomocą kilofów i łopat. Inne zaś transportowały urobek do serca lochów. Niewielki z tego zarobek, ale i tak chodzi tu głównie o usunięcie hałdy ziemi i kamieni.
-Czy tutaj może coś być?

Jeden z nowych ghuli zadał pytanie, które wyrażało wątpliwości każdej obecnej tu osoby.
-Nie powiedziałby nam fałszywych informacji. To byłoby dla niego zbyt nudne. Zresztą nawet jeśli tu ni nie ma, potrzebujemy tunelu do Pittsburga.

Zresztą i tak kazał ryć tę dziurę by mieć dodatkowe asa w rękawie w postaci ataku na Pittsburg od środka.

 Jednak czy to co powiedział ten zwariowany bóg, to prawda? Sam nie wiem czy w to wierzyć.  Wciąż jednak mam w głowię to co powiedział mi Kaoticno.

***

-Skoro już mamy kolejny rozdział to czytelnicy mogą się wszystkiego dowiedzieć. Widzisz jakiś czas temu, może być to dowolna ilość czasu, przyszła do mnie pewna bogini. Mianowicie Nekroli bogini śmierci.

Dłuższa niezręczna cisza.

-W tej scenie powinieneś być w szoku i zasypać mnie pytaniami.

-AAA!!! Bogini śmierci?! Czy nie istnieje już bóg umarłych?!

Nie byłem ani trochę w szoku, cały czas grałem. I to dość marnie… dużo bardzo marnie. Wszystko to zaczyna przypominać kiepski kabaret.

-Otóż nie Morst włada umarłymi i przemijaniem, Nekroli zaś włada samą śmiercią. Niezbyt się zgadzali w swoich poglądach dotyczących zaświatów. Tym bardziej, że Morst jest nieco zachłanny. Chce mieć wszystkie dusze u siebie, a może dla siebie? Chyba jest jakimś patologicznym zbieraczem. Rany… on może COŚ z nimi robić!!! BARDZO DUŻO TEGO!!! I NA DODATEK MNIE NIE ZAPRASZA!!! Jak ich on tam mieści i czemu nie uciekają!? Pewnie zatrudnia upychaczy jak w tokijskim metrze.

-Co to ma wspólnego ze mną?

-Widzisz ta dwójka naparzała się nie tylko między sobą, ale ich wyznawcy również się rżnęli między sobą i nie chodzi mi o TAKIE rżnięcie. W końcu Nekroli została pozbawiona wszystkich swoich wyznawców, a Morst porzucił ją na okaleczej reszce jej domeny by mogła w spokoju umrzeć.

-Umrzeć?! Przecież bogowie są nieśmiertelni!!!

Tym razem odezwał się jeden z moich nowych sług. Trzeba jednak przyznać mu racje. Zawsze uważałem, że bogowie są nieśmiertelni. Coś tu nie pasowało.

-Czy ktoś o was słyszał kiedyś  o Nekroli?

Wszyscy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Widać nikt z nich nigdy nie słyszał o takiej bogini.

-Bogowie będą istnieć dopóki mają wyznawców, lub budzą strach. Wyznawcy Morsta zadbali o to by całą wiedza o Nekroli przepadła. Potrzebowali na to kilku wieków, ale ostatecznie im się udało. Nekroli zostało bez wyznawców i słabnie z każdym dniem.

Spojrzał mi prosto w oczy.

-Jest jak ofiara niezwykle złośliwego raka, którego nie da się wyleczyć normalnymi metodami.
Wie jak grać na ludzkich wspomnieniach i emocjach. Drań. Nie muszę sobie wyobrażać jak musi czuć się taka osoba. Sam miałem okazje przeżyć, a właściwie nie przeżyć coś takiego.

-Widzisz chociaż porzucona i zapomniana wciąż jest dla niej nadzieja.

Tu wskazał na mnie.

-Jedna niewielka podziemna świątynia, uniknęła zniszczenia. Jest ona dokładnie pod Pittsburgieem. Głupcy nie pomyśleli by sprawdzić zawalony szyb. Uznali że cała konstrukcja się zawaliła. Wszystko jednak ukartowali sami wyznawcy by kiedyś do niej powrócić. Jednak nigdy to nie nastąpiło i wiedzę tą zabrali do grobu.

Kaoticno odwrócił się  i zaczął znikać.

-Zrobisz co zechcesz, nie mogę cię do tego zmusić. Jednak Nekroli jest boginią nie tylko śmierci, ale i samej nekromancji. Ta PRAWIE zapomniana bogini na pewno byłaby ci pomocna. Zresztą obchodzi mnie tylko to by było ciekawie. Zawsze będę dbał o to by było ciekawie.

***

Tak będzie ciekawie, ten cholerny bóg nie da mi spokoju.

-Coś się stało mistrzu?

-Niepokoją mnie dwa słowo.

-Jakie?

-To „PRAWIE zapomniana”. Jak myślisz co to znaczy?

-Nie wiem.

-Ktoś jeszcze pamięta o Nekroli. I ten ktoś nie jest ani jej wyznawcą, ani przyjacielem.

-Kult boga umarłych.

-Tak. Zapewne wie o niej tylko garstka najwyższej rangi kapłanów lub inkwizytorów.

-To znaczy…

Powstrzymałem ją gestem.

-Dla nas to bez znaczenia. Ghule, nieumarci, nekromanta… dla nich my już jesteśmy wrogami, tylko że o nas nie wiedzą.

To prawda jeśli się o nas dowiedzą… poprawka gdy się o nas dowiedzą przyjdą po nas. Nie zdziwię się gdy ktoś im w tym pomoże gdy tylko się nieco znudzi. Tutaj potrzebujemy potężnego sprzymierzeńca.

Klin najlepiej wybić innym klinem. Boską moc można skontrować inną boską mocą. Jeśli chodzi o ziemskie sprawy muszę kontynuować budowanie sojuszów, by zapewnić sobie silne plecy.

Cała ta sprawa z byciem watażką wygnańców zaczyna robić coraz bardziej skomplikowana.

-Coś czuje…

-Tak Diana. Ja też coś czuje musimy zbliżać się do świątyni.

***

Myślałem, że będziemy musieli przebijać się bezpośrednio przez ścianę świątyni.  Okazało się, że dokopaliśmy się do wielkiej pieczary. Naprzeciwko nas zaś była świątynia, przed którą poruszali się nieumarci nie należący do mnie. Do tego widać, że byli znacznie lepiej uzbrojeni, chociaż cała ta broń należała już do zupełnie innej epoki. To tak jakby porównywać średniowiecze ze starożytnością.
Przeklęty Kaoticno. Będzie bardzo ciekawie… oczywiście to sarkazm. Rozkazałem nieumarłym przesunąć się na przód, a ghule i Diana mieli zostać przy mnie. Wtedy jednak stało się coś czego zupełnie się nie spodziewałem.

Ci nieumarli strażnicy ustawili się w kilku szeregach i pokłonili nam się. Byłem zdumiony i nie tylko ja. Nastawiłem się na walkę, nie spodziewałem się hołdu.

Przed szereg wysunął się nieumarły w najbardziej okazałej zbroi i przemówił. Dotychczas jedyny mówiący nieumarły to stworzony przeze mnie Gagaran. Jednak tylko ja byłem wstanie zrozumieć ten język.

-Witaj o przepowiedziany mistrzu mocy. Najwyższy kapłan cię oczekuje.

Przepowiedziany mistrzu mocy?  No tak mistrz mocy od magii mocy, a dokładniej nekromancji.  Przepowiedziany to zaś Kaoticno i Nekroli. Zresztą nawet mi to na rękę. Nie muszę walczyć ze strażą.

Za wrotami świątyni kryła się wielka nawa z kolumnami po bokach. Zdobiły je zaś kruki, szkielety i pająki. Obrazy na ścianach zaś prezentowały tryumf śmierci nad życiem. Niektóre z nich ukazywało to, że ze śmierci rodzi się życie, którego celem jest powtórnie umrzeć, aby cykl trwał nieprzerwanie.  W oddali światyni Zanjdowało się podwyższenie dla kapłana, a na nim czekał trupioblady człowiek ubrany w szatę egipskiego kapłana, tylko, że jego była czarna, a nie biała.

-Witaj o przepowiedziany mistrzu mocy. Jam jest Setra wysoki kapłan Nekroli.

-Witaj wysoki kapłanie Setra. Jam jest Sandar Nekromanta.

-Sandar, ten Sandar?

-Nie wiem o którego Sandara chodzi, ale z całą pewnością nie ten. Musimy porozmawiać.
Dalszą rozmowę odbyłem sam na sam z Setrą.  Resztę w tym czasie zluzowałem niech nieco odpoczną.  Samą rozmowę odbyliśmy w komnacie pod nawą świątynną. Można to miejsce spokojnie nazwać komnatą ofiarną. Przy ścianie przeciwległej do wejścia stał wielki posąg Nekroli, a przed nim ołtarz. Sama Nekroli wyglądała jak kobieta o ciele pająka zamiast nóg. Na twarzy miała maskę z czaszki.

W samej ofierze nie składano ofiar z chleba i wina tylko z… życia i nie chodzi mi o zwierzęta. Niby kontrowersyjne, ale nie robi to na mnie wrażenie. Nie wiem czy to dla tego, że życie nie ma już dla mnie takiej wartości jak przed tą feralną operacją, czy z innego powodu. Z drugiej strony niewiele się to różni od palenia ludzi na stosach przez inkwizytorów. Oni nie ukrywają, że chcą innych zastraszyć, w ofiarach chodzi niby o zapewnienie korzyści wspólnocie do tego rytuał ma też odpowiednio wynagrodzić samą ofiarę.

Tal przynajmniej mówiono na ziemi. Już zdążyłem się przekonać, że bogowie mają faktyczny wpływ na ten świat. Więc  taka logika może być czymś więcej niż teologiczną gadką. Zresztą nie o tym teraz rozmawiam z Setrą.

…więc to jest twój plan Mój Panie?! Dzięki temu Nekroli zyska wielu wyznawców!!!
Tego mogłem się spodziewać po kapłanie. Myśli w kwestiach wiary. Jednak ja musze myśleć w bardziej szerszej perspektywie.

Niestety czas nagli. Nie wiem ile chłopom uda się zebrać plonów, ale może wystarczą by przetrwać do następnych zbiorów. Wiem jednak na pewno, że gdy Baron dorwie się do zbiorów, znów przyjdzie głód. Stąd mój zamiar usunięcia go przed rozpoczęciem żniw.

Początkowo planowałem znaleźć sobie jakąś marionetkę i rządzić z cienie, jednak nie ma nikogo kto choćby odrobinę się do tego nadawał. Od samego początku był to zresztą dość naiwny plan. Nawet gdyby wszyscy chłopi z okolicy zebraliby się do ataku na kasztel nie byliby wstanie go zdobyć. Może i ludzie barona to zbiry, ale są dobrze uzbrojeni i jako tako wyszkoleni. Do tego dochodzi ten cały Kruk, wydaje się być najgroźniejszą osobą w Pittsburgu.

 Coraz bardziej myślę o tym że sam będę musiał się tym zająć przy pomocy nieumartych. Teraz gdy zabezpieczyłem sobie plecy czuje się pewniej. Chociaż oznacza to ujawnienie się z czarną magią. Będę musiał wprowadzić jakiś rodzaj restrykcji czy też odgórnej zmowy milczenia, by utrzymać istnienie nieumartych w tajemnicy.

Tylko co potem? Hmm… proste podstawowe i oficjalne obowiązki pozostawię ludziom, zaś sprawy nie wymagające oficjalnego działania pozostawię nieumarłym.

Bez względu na wszystko czas ruszyć machinę w ruch. Trzeba zebrać sołtysów by uzgodnić ostateczną wersje planu.

Pomódlmy się do Nekroli o sukces.

-O Nekroli patrz na nas swe sługi, gdyż już wkrótce przyniesiemy ci ofiary i wyznawców.

-Mistrzu, dość toporna i niezbyt formalna, ale za to szczera modlitwa.

-Dziękuje Setra. Czas ruszać. Pora bym zaczął stawać się watażką wyrzutków.