Gdzieś pod Pittsburgiem.
Szkielety kopały ziemię i skały za pomocą kilofów i łopat.
Inne zaś transportowały urobek do serca lochów. Niewielki z tego zarobek, ale i
tak chodzi tu głównie o usunięcie hałdy ziemi i kamieni.
-Czy tutaj może coś być?
Jeden z nowych ghuli zadał pytanie, które wyrażało
wątpliwości każdej obecnej tu osoby.
-Nie powiedziałby nam fałszywych informacji. To byłoby dla
niego zbyt nudne. Zresztą nawet jeśli tu ni nie ma, potrzebujemy tunelu do
Pittsburga.
Zresztą i tak kazał ryć tę dziurę by mieć dodatkowe asa w
rękawie w postaci ataku na Pittsburg od środka.
Jednak czy to co
powiedział ten zwariowany bóg, to prawda? Sam nie wiem czy w to wierzyć. Wciąż jednak mam w głowię to co powiedział mi
Kaoticno.
***
-Skoro już mamy kolejny rozdział to czytelnicy mogą się
wszystkiego dowiedzieć. Widzisz jakiś czas temu, może być to dowolna ilość
czasu, przyszła do mnie pewna bogini. Mianowicie Nekroli bogini śmierci.
Dłuższa niezręczna cisza.
-W tej scenie powinieneś być w szoku i zasypać mnie
pytaniami.
-AAA!!! Bogini śmierci?! Czy nie istnieje już bóg umarłych?!
Nie byłem ani trochę w szoku, cały czas grałem. I to dość
marnie… dużo bardzo marnie. Wszystko to zaczyna przypominać kiepski kabaret.
-Otóż nie Morst włada umarłymi i przemijaniem, Nekroli zaś
włada samą śmiercią. Niezbyt się zgadzali w swoich poglądach dotyczących
zaświatów. Tym bardziej, że Morst jest nieco zachłanny. Chce mieć wszystkie
dusze u siebie, a może dla siebie? Chyba jest jakimś patologicznym zbieraczem. Rany…
on może COŚ z nimi robić!!! BARDZO DUŻO TEGO!!! I NA DODATEK MNIE NIE
ZAPRASZA!!! Jak ich on tam mieści i czemu nie uciekają!? Pewnie zatrudnia
upychaczy jak w tokijskim metrze.
-Co to ma wspólnego ze mną?
-Widzisz ta dwójka naparzała się nie tylko między sobą, ale
ich wyznawcy również się rżnęli między sobą i nie chodzi mi o TAKIE rżnięcie. W
końcu Nekroli została pozbawiona wszystkich swoich wyznawców, a Morst porzucił
ją na okaleczej reszce jej domeny by mogła w spokoju umrzeć.
-Umrzeć?! Przecież bogowie są nieśmiertelni!!!
Tym razem odezwał się jeden z moich nowych sług. Trzeba
jednak przyznać mu racje. Zawsze uważałem, że bogowie są nieśmiertelni. Coś tu
nie pasowało.
-Czy ktoś o was słyszał kiedyś o Nekroli?
Wszyscy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Widać nikt z nich
nigdy nie słyszał o takiej bogini.
-Bogowie będą istnieć
dopóki mają wyznawców, lub budzą strach. Wyznawcy Morsta zadbali o to by całą
wiedza o Nekroli przepadła. Potrzebowali na to kilku wieków, ale ostatecznie im
się udało. Nekroli zostało bez wyznawców i słabnie z każdym dniem.
Spojrzał mi prosto w oczy.
-Jest jak ofiara niezwykle złośliwego raka, którego nie da
się wyleczyć normalnymi metodami.
Wie jak grać na ludzkich wspomnieniach i emocjach. Drań. Nie
muszę sobie wyobrażać jak musi czuć się taka osoba. Sam miałem okazje przeżyć,
a właściwie nie przeżyć coś takiego.
-Widzisz chociaż porzucona i zapomniana wciąż jest dla niej
nadzieja.
Tu wskazał na mnie.
-Jedna niewielka podziemna świątynia, uniknęła zniszczenia.
Jest ona dokładnie pod Pittsburgieem. Głupcy nie pomyśleli by sprawdzić
zawalony szyb. Uznali że cała konstrukcja się zawaliła. Wszystko jednak
ukartowali sami wyznawcy by kiedyś do niej powrócić. Jednak nigdy to nie
nastąpiło i wiedzę tą zabrali do grobu.
Kaoticno odwrócił się
i zaczął znikać.
-Zrobisz co zechcesz, nie mogę cię do tego zmusić. Jednak
Nekroli jest boginią nie tylko śmierci, ale i samej nekromancji. Ta PRAWIE
zapomniana bogini na pewno byłaby ci pomocna. Zresztą obchodzi mnie tylko to by
było ciekawie. Zawsze będę dbał o to by było ciekawie.
***
Tak będzie ciekawie, ten cholerny bóg nie da mi spokoju.
-Coś się stało mistrzu?
-Niepokoją mnie dwa słowo.
-Jakie?
-To „PRAWIE zapomniana”. Jak myślisz co to znaczy?
-Nie wiem.
-Ktoś jeszcze pamięta o Nekroli. I ten ktoś nie jest ani jej
wyznawcą, ani przyjacielem.
-Kult boga umarłych.
-Tak. Zapewne wie o niej tylko garstka najwyższej rangi
kapłanów lub inkwizytorów.
-To znaczy…
Powstrzymałem ją gestem.
-Dla nas to bez znaczenia. Ghule, nieumarci, nekromanta… dla
nich my już jesteśmy wrogami, tylko że o nas nie wiedzą.
To prawda jeśli się o nas dowiedzą… poprawka gdy się o nas
dowiedzą przyjdą po nas. Nie zdziwię się gdy ktoś im w tym pomoże gdy tylko się
nieco znudzi. Tutaj potrzebujemy potężnego sprzymierzeńca.
Klin najlepiej wybić innym klinem. Boską moc można
skontrować inną boską mocą. Jeśli chodzi o ziemskie sprawy muszę kontynuować budowanie
sojuszów, by zapewnić sobie silne plecy.
Cała ta sprawa z byciem watażką wygnańców zaczyna robić
coraz bardziej skomplikowana.
-Coś czuje…
-Tak Diana. Ja też coś czuje musimy zbliżać się do świątyni.
***
Myślałem, że będziemy musieli przebijać się bezpośrednio
przez ścianę świątyni. Okazało się, że
dokopaliśmy się do wielkiej pieczary. Naprzeciwko nas zaś była świątynia, przed
którą poruszali się nieumarci nie należący do mnie. Do tego widać, że byli
znacznie lepiej uzbrojeni, chociaż cała ta broń należała już do zupełnie innej
epoki. To tak jakby porównywać średniowiecze ze starożytnością.
Przeklęty Kaoticno. Będzie bardzo ciekawie… oczywiście to
sarkazm. Rozkazałem nieumarłym przesunąć się na przód, a ghule i Diana mieli
zostać przy mnie. Wtedy jednak stało się coś czego zupełnie się nie
spodziewałem.
Ci nieumarli strażnicy ustawili się w kilku szeregach i
pokłonili nam się. Byłem zdumiony i nie tylko ja. Nastawiłem się na walkę, nie
spodziewałem się hołdu.
Przed szereg wysunął się nieumarły w najbardziej okazałej
zbroi i przemówił. Dotychczas jedyny mówiący nieumarły to stworzony przeze mnie
Gagaran. Jednak tylko ja byłem wstanie zrozumieć ten język.
-Witaj o przepowiedziany mistrzu mocy. Najwyższy kapłan cię
oczekuje.
Przepowiedziany mistrzu mocy? No tak mistrz mocy od magii mocy, a
dokładniej nekromancji. Przepowiedziany
to zaś Kaoticno i Nekroli. Zresztą nawet mi to na rękę. Nie muszę walczyć ze
strażą.
Za wrotami świątyni kryła się wielka nawa z kolumnami po
bokach. Zdobiły je zaś kruki, szkielety i pająki. Obrazy na ścianach zaś
prezentowały tryumf śmierci nad życiem. Niektóre z nich ukazywało to, że ze
śmierci rodzi się życie, którego celem jest powtórnie umrzeć, aby cykl trwał
nieprzerwanie. W oddali światyni
Zanjdowało się podwyższenie dla kapłana, a na nim czekał trupioblady człowiek
ubrany w szatę egipskiego kapłana, tylko, że jego była czarna, a nie biała.
-Witaj o przepowiedziany mistrzu mocy. Jam jest Setra wysoki
kapłan Nekroli.
-Witaj wysoki kapłanie Setra. Jam jest Sandar Nekromanta.
-Sandar, ten Sandar?
-Nie wiem o którego Sandara chodzi, ale z całą pewnością nie
ten. Musimy porozmawiać.
Dalszą rozmowę odbyłem sam na sam z Setrą. Resztę w tym czasie zluzowałem niech nieco
odpoczną. Samą rozmowę odbyliśmy w
komnacie pod nawą świątynną. Można to miejsce spokojnie nazwać komnatą ofiarną.
Przy ścianie przeciwległej do wejścia stał wielki posąg Nekroli, a przed nim
ołtarz. Sama Nekroli wyglądała jak kobieta o ciele pająka zamiast nóg. Na
twarzy miała maskę z czaszki.
W samej ofierze nie składano ofiar z chleba i wina tylko z…
życia i nie chodzi mi o zwierzęta. Niby kontrowersyjne, ale nie robi to na mnie
wrażenie. Nie wiem czy to dla tego, że życie nie ma już dla mnie takiej
wartości jak przed tą feralną operacją, czy z innego powodu. Z drugiej strony
niewiele się to różni od palenia ludzi na stosach przez inkwizytorów. Oni nie
ukrywają, że chcą innych zastraszyć, w ofiarach chodzi niby o zapewnienie
korzyści wspólnocie do tego rytuał ma też odpowiednio wynagrodzić samą ofiarę.
Tal przynajmniej mówiono na ziemi. Już zdążyłem się
przekonać, że bogowie mają faktyczny wpływ na ten świat. Więc taka logika może być czymś więcej niż
teologiczną gadką. Zresztą nie o tym teraz rozmawiam z Setrą.
…więc to jest twój plan Mój Panie?! Dzięki temu Nekroli
zyska wielu wyznawców!!!
Tego mogłem się spodziewać po kapłanie. Myśli w kwestiach
wiary. Jednak ja musze myśleć w bardziej szerszej perspektywie.
Niestety czas nagli. Nie wiem ile chłopom uda się zebrać
plonów, ale może wystarczą by przetrwać do następnych zbiorów. Wiem jednak na
pewno, że gdy Baron dorwie się do zbiorów, znów przyjdzie głód. Stąd mój zamiar
usunięcia go przed rozpoczęciem żniw.
Początkowo planowałem znaleźć sobie jakąś marionetkę i
rządzić z cienie, jednak nie ma nikogo kto choćby odrobinę się do tego nadawał.
Od samego początku był to zresztą dość naiwny plan. Nawet gdyby wszyscy chłopi
z okolicy zebraliby się do ataku na kasztel nie byliby wstanie go zdobyć. Może
i ludzie barona to zbiry, ale są dobrze uzbrojeni i jako tako wyszkoleni. Do
tego dochodzi ten cały Kruk, wydaje się być najgroźniejszą osobą w Pittsburgu.
Coraz bardziej myślę
o tym że sam będę musiał się tym zająć przy pomocy nieumartych. Teraz gdy zabezpieczyłem
sobie plecy czuje się pewniej. Chociaż oznacza to ujawnienie się z czarną
magią. Będę musiał wprowadzić jakiś rodzaj restrykcji czy też odgórnej zmowy
milczenia, by utrzymać istnienie nieumartych w tajemnicy.
Tylko co potem? Hmm… proste podstawowe i oficjalne obowiązki
pozostawię ludziom, zaś sprawy nie wymagające oficjalnego działania pozostawię
nieumarłym.
Bez względu na wszystko czas ruszyć machinę w ruch. Trzeba
zebrać sołtysów by uzgodnić ostateczną wersje planu.
Pomódlmy się do Nekroli o sukces.
-O Nekroli patrz na nas swe sługi, gdyż już wkrótce
przyniesiemy ci ofiary i wyznawców.
-Mistrzu, dość toporna i niezbyt formalna, ale za to szczera
modlitwa.
-Dziękuje Setra. Czas ruszać. Pora bym zaczął stawać się
watażką wyrzutków.