Udało mi się pozyskać pierwszych wspólników. Sołtysa i jego
żonę. Teraz powinni powoli rekrutować kolejnych sołtysów. Po prostu pomogę im
przetrwać i uporam się z paroma ich problemami. W ten sposób zagwarantuje sobie
ich wdzięczność… przynajmniej w większości.
Janusze, które uważają, że wszystko się im należy znajdą się wszędzie.
Wieczne dej, dej, dej… i jak zawsze nic od siebie. Po prostu ulubieńce
wszystkich somsiadów.
Oni to akurat małe piwo. Są poważniejsze problemy. Pierwszy
to pomoc sama w sobie. Baranowi mają łby jakie mają, ale chyba nie są do końca
zakute. Wieśniacy zaczną się
wyżywiać i płacić w terminie. Ktoś musi wieśniakom pomagać. Chyba nie są, aż tak głupi by tego nie
zauważyć. No możliwe, że Baron uzna, że
to się stało dzięki jego niesamowitym zdolnością przywódczym. Tak, to tylko
sarkazm. Ciekawe czy w Pittsburgu sarkazm jest zakazany. Słyszałem o pewnym dyktatorskim
kraju, takim z północą w nazwie, gdzie sarkazm karano śmiercią… jeśli dobrze
pamiętam. Jednak na to nie liczę. Znaczy się, że to wszystko jego zasługa.
Bez względu na to czy ten tłusty wieprz domyśli się czy nie,
czas działa na moją niekorzyść.
Co do lochu i okolic. Zacznę poszerzać loch kierując się w
stronę Pittsburga. Ustanowię kolejne piętro by zyskać potrzebną głębokość. Jak
się uda dokopię się pod miasto i w razie kłopotów zyskam możliwość ataku
bezpośrednio w leżu Barona.
No właśnie okolica… Trzeba coś zrobić z pewną częścią
obecnej populacji. Chodzi mi o tych, którzy zmienili się w ghule. Niestety z
powodu klątwy boga umarłych nie mogą powrócić do bycia ludźmi. Muszą pokutować,
aż do swojej śmierci, wtedy będą mogli wejść do królestwa umarłych. W
uproszczeniu: „Chuj mi, ze chciałeś przetrwać. Wszyscy kiedyś umrą. Cierp z
powodu klątwy aż zdechniesz.Jak już zdechniesz to pozwolę ci wejść do świata
umarłych”. Dawniej uznałbym to za czczą gadaninę, ale pewien bóg wredności,
nauczył mnie czegoś o naturze bogów. Bogowie to wielkie skurwysyny.
Wygląd to pół biedy. Szarą skórę można by jeszcze ukryć pod
płaszczem. Problemem jest ich natura ghula. Pamiętam jak się czułem, gdy Zaria
z czegoś mi się zwierzyła.
Mianowicie przyszła do mnie ze spuszczoną głową i poprosiła
o osobny pokój. To było dziwne. Diana i Zaria dobrze się dogadywały, co się
mogło stać? Zaria przyznała się, że w nocy przed naszą wyprawą obudził ją jakiś
pyszny zapach. Okazało się, że to Diana. Widać ponownie odezwał się w niej głód
ludzkiego mięsa. To niestety część
klątwy. Wieczny głód ludzkiego mięsa. Bogowie to naprawdę wielkie sukinsyny. Tej
nocy jakoś udało jej się wytrwać z
zaciśniętymi zębami, ale nie zmrużyła oka przez całą noc. Gdy szczątki
baronowych zostały dostarczone do lochu, porwała kilka z nich dla siebie i
udało jej się uspokoić swój głód. Jednak głód znów powróci… to tylko kwestia
czasu. I tego się właśnie boi, że następnym razem nie da rady i spróbuje pewnego pysznie pachnącego mięska.
Zaria się powstrzymywała, ale wątpię by inne ghule się
powstrzymywały. W końcu Diana jest przyjaciółką Zarii, to dlatego ta się
powstrzymywała. Inne ghule nie muszą czuć do kogoś przywiązania i mogły się już
poddać głodowi.
Podsumowując. Nie może już wrócić do ludzkiego
społeczeństwa. Będzie postrzegana jako zagrożenie i po prawdzie coś w tym jest.
Nikt nie chce w okolicy istoty, która w przypadku nagłego ataku głodu może cię
zjeść… w nie rozkosznym znaczeniu tych słów. Niestety to samo dotyczy też
innych ghuli.
Właściwie najlepsze dla nich to zebranie ich w lochu i
stworzeniu tu dla nich miejsca do życia. To chyba to co nazywają złotą klatką.
Na razie nic lepszego nie mogę wymyśle.
Pomyślmy jednak o samej okolicy.
Po pierwsze jestem o wiele bliżej wielkich krajów niż
myślałem. Właściwie jestem na granicy Ziem Wyrzutków. Wielkie kraje takie jak… zresztą skupmy się po
kolei na wszystkich ważniejszych sąsiadach.
Na północ czyli po drugiej stronie tych gór są dwa państwa.
Jedno kontrolowane przez magów, a drugie przez kapłanów. Oba kraje nie darzą
się sympatią i nieraz dochodziło między nimi do wojny. Na zachód od nas jest przełęcz,
którą obecnie kontrolują kapłani. Przez nią wiedzie trakt który w rozgałęzia
się w kilku kierunkach. Jeden idzie na wchód, a drugi dalej na południe.
Dawniej biegł na wschód. Zmieniło się to wraz z pojawieniem się barona.
Dalej na wchód jest jakaś przystań handlowa, lub też miasto
państwo kontrolowane przez kupców. Zresztą króluje tam handel i pieniądze.
Ostatni sąsiad na zachodzie to jakiś fanatyk religijny.
Podobno wykazał się takim entuzjazmem w szerzeniu wiary, że wygnano go z
państwa magów. Teraz stoi na czele państwa religijnego wraz z grupą nawiedzonych
świrów.
Południe to gęsty bór zamieszkany przez różne bestie. Nie ma
tam ras rozumnych poza niewielkimi osiedlami, no i moim lochem.
Mam naprawdę niezłe sąsiedztwo. Tymi na północ od gór chyba
nie muszę się jeszcze przejmować. Gdyby interesowały ich te ziemie pewnie
wysłali by kogoś by pozbyć się barona. Z liczących się zagrożeń zostają
fanatycy i kupcy. Mam jednak pomysł jak uporać się z fanatykami. Wykorzystam do
tego nowo odblokowanych sługusów.
***
Tadran Rydzkar to pokorny sługa Boga wojny i królestwa
kapłanów. Od momentu gdy jako dziecko został wyciągnięty przez kapłana ze slumsów
poświęcił się w pełni służbie bogu. Dokładnie tak jak nauczył go jego przybrany
ojciec. Z zapałem tropił wszelkich wrogów wiary od bluźnierców po czcicieli demonów.
Jednak przed splugawione umysły wrogów wiary musiał uciekać
z imperium. Ogłoszono go heretykiem i brutalnym odszczepieńcem. On? Pokorny
sługa boży, odszczepieńcem i heretykiem? Niedorzeczne to wszystko musiał być
spisek demonów, prawdziwych heretyków, lub gorszycieli.
Nie miał pojęcia kto był temu winien, ale się dowie i
powróci. Na tych wzgardzonych przez śmiertelników ziemiach zbuduje kraj ludzi i
krasnoludów prawdziwie oddanych bogu. Wtedy powróci i zniszczy wszelkie
plugastwo.
Teraz jednak spał zbierając siły do kolejnej walki z
zepsuciem.
-Tadranie Rydzkarze mój wierny sługo.
-Kim jesteś? Cz…
Nie zdążył zadać kolejnego pytania gdyż przed sobą zobaczył
symbol swego boga.
-Jestem tym któremu oddaje cześć.
Tandar natychmiast padł na kolana. Spotkał go zaszczyt o
jakim nawet nie śmiał marzyć. Jego pan raczył do niego przemówić. Czym, że
zasłużył sobie na ten zaszczyt.
-Mów panie, bo sługa twój słucha.
-Tandarze od zawsze byłeś mi lojalny dlatego chce ci
powierzyć ważną misje. Na zachód od twoich ziem plugawi zielonoskórzy rosną w
siłę. Gobliny i orkowie, jeśli nikt nic nie zrobi pojawi się wśród nich nowy
czempion., który zagrozi porządkowi świata w tym królestwu, które tak kocham.
Wybrałem ciebie byś je ocalił. Przyj na zachód, pamiętaj jednak, że nie wolno
ci przeć na wschód.
-Rozumiem mój Panie, wykonam twoją wolę.
Nazajutrz ogłosił swoim wiernym, że otrzymał boskie
przesłanie i ruszają na świętą wojnę przeciwko zielonoskórym.
***
Sukces!!! Mój plan się powiódł! Wysłałem upiora by
zmanipulować tego fanatyka i osiągnęliśmy pełen sukces. Teraz zacznie zabijać
czerwonoskórych znacznie dalej od nas.
Wystarczyło tylko powiedzieć to co ktoś pragnął usłyszeć. Powiedzmy,
że z tej strony jestem na razie zabezpieczony. Kupcy nie są jednak tak prości.
Sądzę, ze będę musiał odwiedzić to miejsce.