piątek, 28 maja 2021

Undead Dungeon 2.02. Co tam na mieście?

Władca Pittsburga siedział w swojej komnacie w kasztelu. Czemu nie w lochu? Dla samego zachowania pozorów. Po za tym nie chciał by jego nowi poddani włazili do lochów. Przynajmniej nie bez wyraźnej przyczyny. No tak lochy…

Z nieznanego mu powodu stało się coś ze strefą wpływów. Dotychczas pokrywała się z korytarzami w jego lochu. Jednak teraz strefa wpływów pokrywała się z całym obszarem księstwa. Początkowo był tym zszokowany, jednak nie zamierzał narzekać. Teraz zbierał moc ze wszystkich na terenie swojego księstwa. Dochód był olbrzymi. Mimo wszystkiego strefa gdzie mógł budować swój loch nie uległa powiększeniu. Sam Pitsburg i podziemna świątynia znajdowały się na samej granicy strefy budowy.

Miał pewną teorię czemu tak się stało. Strefa rozbudowy była zależna od serca lochu. Najprawdopodobniej nie mógł budować dalej, serce mu na to pozwalało. Miał szczęście, że Pittsburg był w zasięgu strefy. Przypadek czy celowa interwencja? Oba te warianty były równie prawdopodobne.

Co do strefy wpływów musiała być związana, nie z sercem lochu, lecz z nim samym. Gdy oficjalnie zyskał władzę jako watażka wyrzutków zyskał tu oficjalne wpływy. Pogmatwane to było, ale wniosek był prosty. Gdyby zyskał oficjalną władzę na jakiś ziemiach ta stałaby się jego strefą wpływów i zbierałby moc od jej mieszkańców. Istniała też druga strona medalu, gdyby stracił władzę straciłby też dochód. Wyglądało ta tak jak rywalizacja o terytorium między gildiami w grach MMO. Z taką perspektywą każdy przynajmniej raz pomyślałby o wielkim podboju, on też, jednak rozsądek szybko wziął górę nad popędliwością. Tylko głupiec myślałby o kolejnych podbojach, gdy ma nieporządek na własnych ziemiach. Zresztą wszyscy nekromanci (no prawie wszyscy) jakich znał z popkultury upadali przez swoją wygórowaną ambicje.

No właśnie jego ziemię. Rozejrzał się po swojej komnacie. Gdy tylko się wprowadził pierwszą rzeczą o jakiej pomyślał, była kolejna obelga pod adresem dawnego właściciela. Jego przesadzony styl uznał za co najmniej okropny. Natychmiast  kazał sługą wsadzić wszystkie meble i inne rzeczy, które zostały po baronie do serca lochu O tyle dobrze, że dały kilka punktów mrocznej energii. Na ich miejsce zakupił nowe umeblowanie pochodzące z menu lochu. Od razu poczuł się lepiej w nowym otoczeniu. Choć musiał przyznać, że wyglądało dość mrocznie. Wójt mocno się wzdrygnął gdy po raz pierwszy to zobaczył. No tak wójt… Spojrzał na niewielki kawałek skały, wraz z kryształem obok niego.

Był to pozornie zwykły kamień poznaczony metalicznymi żyłkami i plamami. Drugi to jadowicie purpurowy kryształ. Oba te pozornie nic nieznaczące przedmioty mogły jednak sprowadzić na niego pomyślność lub kłopoty.

Myślami jednak wrócił jednak do ostatniego spotkania ze swoimi doradcami.

Obrady odbywały się zawsze w tym samym składzie. Sandar Watażka Wyrzutków i Władca Pittsburga, Mortimer doratcca do spraw lochu, Caravon karczmarz i wójt miasta, Kruk doradca do spraw wojskowych i Setra najwyższy kapłan.

Najpierw podsumowano kwestie eliksirów. Fabryka została uruchomiona, a produkcja ruszyła. Gorzej było z samą organizacją pracowników. Nie było żadnego menagera, więc organizacja pracy leżała. Jakoś umawiali się między sobą, ale raczej średnio im to wychodziło. Myślę, że z powodu złej organizacji pracy osiągamy około 68% wydajności. Niestety w Pittsburgu nie ma osoby, która mogłaby się podjąć roli menagera. Na szczęście już teraz udało się utworzyć stabilny łańcuch dostaw dla Vornisena. Jak na razie wymiana idzie bez problemów. Stale płyną do nich eliksiry, a do nas pieniądze. Martwi mnie to, że ostatnie zamówienie było większe od poprzedniego. Wygląda na to, że popyt wzrasta.

-Będę musiał znaleźć sposób na poprawienie efektywności, dobudować drugą linie produkcyjną i znaleźć menagera.

Znalezienie menagera utrudnia też jeszcze jeden fakt. Wśród załogi fabryki są niemal wszystkie podległe mi ghule. Co prawda chodzą spokojnie po ulicach, ale dla niepoznaki każe im nosić długie szaty. Jednak na kogoś, kto będzie z nimi bezpośrednio pracował to nie zadziała.

Co z nieumarłymi? Pełny pancerz na szkielecie zapewnia odpowiednie ukrycie i szacunek. Szkielet zaś nie śmierdzi, więc zapach go nie zdradzi.

No tak co z resztą Ghuli? Zaria wreszcie dała się przekonać do roli akolitki. Ubrała czarną kapłańską szatę i rozpoczęła służbę świątynną. Do niej dołączyło jeszcze kilka osób zarówno Ghuli jak i ludzi. Na razie ich rola ograniczała się do prac porządkowych i pomocy przy rytuałach, ale każdy tak zaczynał. Setra już mi opowiadał jak w czasach gdy był jeszcze żywy kapłan świątynny ganiał nowych akolitów.

Zresztą kult zaczął mi sprawiać pierwszy problem. Mianowicie po kilka mięsiącach pojawiły się bardzo entuzjastyczne osoby, aż nazbyt entuzjastyczni wyznawcy Nekroli. Wszyscy młodzi. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Kazałem Krukowi sformować ich w regularny oddział.

Nie jakiś zwykły oddział tylko w Pajęczą Gwardie. Mściwą pięść Nekroli. Brzmi jakbym zamierzał iść na wojnę, ale nie zamierzam szukać kłopotów. Jednak jestem pewien, że prędzej czy później się pojawią. Ktoś o to zadba. Oczywiście nie oskarżam nikogo, zwłaszcza niestabilnych emocjonalnie osób. NIKOGO NIE OSKARŻAM, JASNE?!

No tak Pajęcza Gwardia obiecałem im nowy ekwipunek po zakończeniu szkolenia. Mianowicie obiecałem im zbroje i broń stworzoną przy pomocy Kreacji Kości Eazama. Na szczęście w tym momencie nie musiałem tego robić sam. Oprócz Diany zyskałem jeszcze trzech uczniów. Jeden z nich okazał się bardzo utalentowany w kreowaniu kości. Ostatnio udało mu się nawet nadać kością czarny kolor z purpurowymi akcentami za pomocą kilku zmian w zaklęciu. Muszę przyznać, że to bardzo estetyczne, ale przez te jego doświadczenia doszło już do kilku eksplozji. Po piątej kazałem mu przenieść badania do dedykowanej sali w lochu. Diana też robi postępy, szczególnie dobrze idą jej czary ofensywne. Nie zamierzam jednak odpuszczać żadnemu z moich uczniów. Zamierzam zrobić z nich mistrzów magii więc niech się szykują.

Spojrzałem na kryształ. Skrystalizowana magia o atrybucie śmierci i to tuż koło Pittsburga? To coś o wiele potężniejszego niż to czego użyłem przy ożywianiu Garagana. O tyle dobrze, że właściwie tylko magowie by się tym zainteresowali. Do tego ze względu na wyspecjalizowany atrybut kryształu liczba zainteresowanych magów jest niższa niż normalnie. Właściwie tylko my moglibyśmy go skutecznie go wykorzystać. Jednak to nieznaczny, że jakiś mag się na to nie połasi. Mimo to nie przedstawia się jako zbyt duży generator problemów.

Prawdziwym problemem jest ten drugi niepozorny kamień.

Ruda srebra…

Gagaran znalazł ją podczas ostatniego patrolu. To już coś zupełnie innego kalibru. Jeśli uruchomilibyśmy wydobycie i wytop to byłaby dosłowna żyła gotówki. Jednak gdy ktoś siedzi na srebrze staje się obiektem niepożądanej uwagi w Czechach niejaki Kobyła tak miał. Chociaż w byciu najechanym pomogło mu to, że trzymał z jedną ze stron podczas wojen husyckich, a druga go najechała.

Zresztą i tak nie mamy jak ruszyć z wytopem. Miałem jako takie pojęcie o prostej alchemii. Było to coś zbliżone do gotowania. Tylko działało nieco inaczej. Wytop to zupełnie inna para kaloszy (w tym wypadku ciżb), aż sobie przypominam rozmowę podczas spotkania.

-To kamień, który znalazł Gagaran. Zbadałem go zaklęciem identyfikacji. Okazało się, że to ruda srebra. Co do  miejscu gdzie Garagan go znalazł użyłem potężnego zaklęcia… okazało się, że siedzimy na wielkim złożu srebra.

Wszyscy oczywiście zaniemówili. W pierwszej chwili pomyśleli, że trafiliśmy jackpot’a w kasynie.

-Zbudujmy kopalnie i zacznijmy wydobycie!

-Wójcie, czy ktokolwiek na tych ziemiach zna się na wydobyciu rudy lub jej wytopie?

Wszyscy spojrzeli po sobie. Oczywiście że nikt się na tym nie znał w tym ja.

-Tak wiem, że to złoże to prawdziwy skarb. Jednak by się do niego dobrać musimy zbudować kopalnie i hutę. To oznacza napływ ludności.

Złoże jest trochę oddalone od Pittsburga więc lepiej byłoby zbudować wioskę na miejscu, by robotnicy nie musieli by zasuwać codziennie od miasta do kopalni. Jednak ostatnio w mieście pojawił się jeszcze jeden problem. Wójt zwrócił mi na niego uwagę gdy ostatnio byłem w karczmie.

Okazało się, że gdy młodzi pozbyli się pewnego źródła stresu i wielu z nich zdobyło nową pracę, zaczęli zauważać pewne potrzeby rozrywkowe. Nie chodzi mi o alkohol tylko o dziewczyny.

Za czasów Barona, jego ludzie po prostu brali kobiety siłą. Jeśli im się oddała to zwykle po prostu ją puszczali, a jak nie to po zabawie po gardle. Jak sobie o tym myślę, to wysłanie ich tylko na ołtarz było dla nich za dobre. Pociesza mnie, że Nekroli jest nie tylko bogini nią śmierci, ale też tą, która każe grzeszników. Mam nadzieje, że dobrze się z nimi zabawia. Chłopcy byli chętnie, ale to nie znaczyło, że dziewczyny będą kręcić dla nich tyłkami na lewo i prawo. Dałem już wszystkim do zrozumienia, że gwałciciele skończą na ołtarzu. Jednak bez względu na wszystko potrzeba od tak nie zniknie. Z tego powodu wójt zaproponował mi stworzenie zamtuza.

Nie byłem przeciwny temu pomysłowi. Na ziemi sam już korzystał z usług takich dziewczyn. Mimo wszystko rozbudowa karczmy Caravora lub budowa nowego budynku, nie stanowiła problemu, podobnie z jego umeblowaniem lub zapełnieniem trunkami i jadłem. Problem były jednak pracownice. Tu ich nie znajdziemy. Najprostszym rozwiązaniem byłby zakup niewolnic w Worgl.

Menager, górnictwo, hutnictwo i panienki. Widać muszę ponownie wybrać się do Worgl i poprosić Vormisena o kilka przysług.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz