sobota, 13 marca 2021

Undead Dungeo 2.01 Ofiara własnego zwycięstwa.

 

W pokoju znajdowało się biurko i krzesło. Po bokach zaś znajdowały się regały pełne dokumentów. Mogło by się zdawać, że było to biuro, lecz tak nie było.

Kiedyś to było biuro. Teraz było to piekło, a na krześle siedział jego więzień. Otaczały go sterty pergaminów, a gdzie niegdzie walały się butelki po eliksirach wzmacniających.

Jednak tym który był tu uwięziony nie był jakiś wyzyskiwany śmiertelnik, ale… bóg.

-Czołem Mort? Czy jutro masz dzień wolny? Kiedy ostatnio odpoczywałeś.

Spod papierów wynurzyło się coś czego nie dało się nazwać twarzą. Przypominało stworzoną przez szaleńca rzeźbę z kości i skóry. Doły pod oczami były tak głębokie, że  każdy by przysiągł, że w ich miejscu kość została celowo wydrążona. Czarne rozczochrane włosy były przerzedzone wyspami łysiny, a dolną połowę twarzy zakrywała Broda, która zapewne nigdy nie widziała fryzjera. Cała postać zaś nieustannie krzywiła się i jełczała jakby najmniejszy ruch sprawiał jej niewysłowiony ból.

-Ssppaa… Kaa.oootic… m… pr…. c…

-Tak wiem, mam spierdalać, bo masz dużo pracy. Jednak ile ty pracujesz? A już wiem.

W tym momencie przybrał wizerunek człowieka we fraku, cylindrze z monoklem i laską.

 -Dobrze Mort wygrałeś, jednak będziesz musiał przejąć wszelkie obowiązki swojej siostry Nekroli.

W tym samym momencie pokój rozdarło wycie zdające się obejmować wszelkie cierpienie wszystkich światów.

To był on Mort, bóg umarłych, który odpowiadał za upadek i utratę wiedzy o Nekroli.

Zanim zaczęła się wojna istniał pewien system w którym bogowie wysyłali dusze umarłych do dwóch królestw. Jego i Nekroli.

Mort stworzył raj, bez chorób, głodu, udręki gdzie nie istniał podział stanowy, ani żadna udręka i dyskryminacja.

Z drugiej strony było królestwo Nekroli gdzie na przywileje mogli liczyć tylko jej wyznawcy, cała reszta była niewolnikami tych pierwszych, zaś ich przeznaczeniem było wieczne cierpienie.

Ten sam podział utrzymywał się na ziemi, wiele dusz by uniknąć tego losu powracało do swoich ciał lub przybierało niematerialną formę. W ten sposób powstawali dzicy nieumarli. Co więcej kapłani i magowie Nekroli wykorzystali dusze z królestwa Nekroli by tworzyć podległ sobie armie złożone z takich plugawych istot.

Skazywanie dusz umarłych na taki los i tworzenie kreatur zawieszonych między życiem, a śmiercią były tym czego Mort nie mógł znieść. Wydał wojnę swojej siostrze chcąc zniszczyć jej królestwo. Nie obchodziło go to, że przez to zniknie. Musiał usunąć to… niewysłowione zło.

W końcu mu się udało. Zniszczył kult Nekroli, zatarł pamięć o niej i wyprowadził wszystkie dusze z jej królestwa.

Wtedy zaś spadło na niego nieszczęścia.

Najgorsze nie było to, że musiał zajmować się wszystkimi duszami umarłych. Od kiedy obmyślił swój plan był na to gotów.

Zaczęło się od tego, że wyprowadzone duszę zaczęły szerzyć chaos w jego królestwie. Gwałty, niekończące się tortury, dyskryminacja, przemoc. Wszelkie złe rzeczy, których nie było w jego królestwie.

Wtedy objawił przed nim Wszechojciec.

-Pomóż mi Wszechojcze nie wiem co się dzieje. Dusze umarłych.

Wtedy bezceremonialnie mu przerwano.

-Zaślepiony głupcze!!! Nie wiesz, że dobre istoty są dobre bo po prostu posiadają potrzeby bycia dobrymi i na niej opierają swoje działania? Złe istoty widzą zaś swoje własne pragnienia i według nich działają nie zwracając uwagi na nic innego. To nie zmienia się nawet po ich śmierci.

-Przecież nigdy…

-Nie było u ciebie takich istot bo wszystkie wysyłaliśmy do królestwa Nekroli, które sam zniszczyłeś. Teraz jednak rozpaczaj, bo tak jak pragnąłeś wszystkie dusze będą wysyłane do ciebie. Zarówno te dobre jak i te złe.

Mort mógł tylko patrzeć jak jego zwycięstwo powoli zmienia się w piekło. Cały jego rajski system upadł. Rodzące się tyranie, wojny w śmiecie umarłych, prześladowania, i wszelkie katastrofy, których jego królestwo dotąd nie widziało.

On i jego poddani próbowali temu jakoś zaradzić. Jednak zwyczajnie było ich za mało. To było tak jakby jeden pasterz i jeden pies próbował zabezpieczyć przed wilkami osiem stad. To było po prostu niemożliwe. Co gorsza z czasem było coraz gorzej.

Wszelkie dusze bez przerwy do niego napływały. Te dobre jak i te złe. Jednak ilość jego sług nie mogła temu sprostać. Słabi słudzy stworzeni z jego energii mogli powstrzymywać słabe złe duchy, jednak nie mogli sobie dać radę z tymi ,którzy za życia wyróżniali się połączeniem okrucieństwa i siły charakteru, tym bardziej jeśli zyskali wielką siłę za życia.

Było jednak światełko w tunelu. Bogowie mogli wywyższać niektóre śmiertelne dusze, dzięki czemu mogły im pomagać w ich boskim królestwie. Jednak by to się stało śmiertelnik musiał być silną osobą, której udało się rozsławić swoje imię i na dodatek musiał uznawać owe bóstwo za swojego patrona.

Jednak niewielu śmiertelników uznawało Morta za swojego patrona, a jeszcze mniej z nich garnęło do sławy. Wszyscy silni uważali, że sprawy śmiertelnych ich nie dotyczą i trzymali się na uboczu, wykonując posługę umarłym. Z tego powodu na odpowiednią do wywyższenia duszę trzeba było czekać dłużej niż przysłowiowy ruski rok.

Można by myśleć, że skoro liczba dotychczas przyjmowanych dusz uległa względnemu podwojeniu to takie apokaliptyczne problemy nie powinny się pojawić. Bo zwyczajnie nie wywołały by takiego obciążenia.

Jednak pojawia się tu klasyczne złudzenie. Jeśli chcesz podwoić jakiś obiekt, zwiększeniu nie ulega tylko jego zewnętrzny rozmiar, ale i objętość. Jeśli pudełko kłopotów zastanie zwiększone w sposób podwójny jego objętość zwiększy się ośmiokrotnie.

Tak też rozpoczęła się zjawisko kuli śnieżnej. Bez przerwy napływające złe duszę i coraz poważniejsze braki w personelu. Z roku na rok zwiększało to obciążenie wszystkich odpowiedzialnych za utrzymanie świata umarłych. Nie ominęło to też samego Morta.

Obciążenie doprowadziło go do skrajnego przepracowania. Nie spał, nie jadł, nie odpoczywał, tylko wieczna stale piętrząca się praca. Wiecznie zmęczony, niewyspany, dręczony omamami spowodowanymi głodem, cierpiący od nieopisanego bólu. Gdyby był człowiekiem śmierć dawno wybawiłaby go od takiego cierpienia. Jednak był bogiem, nie mógł umrzeć. Gdyby nim nie był umierałby co najmniej kilka razy dziennie. Zresztą zaświaty nie mogły już nikogo wybawić od cierpienia.

Nieświadomie stworzył królestwo Nekroli dla każdej duszy w tym dla własnej. Wspomnienie imienia zniszczonej siostry tylko dodatkowo rozdrapywało świeże rany jednocześnie sypiąc do nich sól i wlewając kwas.

Powód tego był prosty. Jedynym wybawieniem dla Morta i jego królestwa byłby powrót Nekroli. Jednak nie mogła wrócić nikt o niej nie pamiętał. Zadbał przecież o to.

Jedyne co mu pozostało to cierpienie i rozpacz. Wieczność wypełniona cierpieniem i rozpaczą. Kto miałby go ocalić, skoro sam to uniemożliwił.

Najśmieszniejszym zaś było to, że wszystko zaczęło się od tego, że po prostu chciał komuś pomóc. Jednak ci, którym pomógł nie zasługiwali na jakąkolwiek pomoc.

Droga do piekła jest brukowana dobrymi chęciami.

-Czzzeee…. Chhhh… szzz? Prz….

-Nie przyszedłem ci podokuczać. Przyszedłem powiedzieć ci, że Nekrroli powróciła, ma nawet swój mały kult.

-Tyyy… n…

-To nie żart! Sam zobacz!

Kaoticno pokazał mu wielki ekran na którym pojawiła się bitwa w jakimś mieście zakończona ceremonią ofiarną ku czci Nekroli.

Nekroli powróciła i ma wyznawców. Nie widziane od niepamiętnych czasów szczęście. Łzy szczęścia zaś obficie płynęły z jego oczy, a usta pękając i krwawiąc ułożyły się w uśmiech. Nareszcie jego udrę…

-Nie masz co na to liczyć. Zapomniałeś, że dzięki komuś Nekroli została niemal całkiem zapomniana. Teraz jest na poziomie małego lokalnego bóstewka.

NO TAK!!! Tylko wielcy bogowie mogli zarządzać ważnymi sprawami takimi jak płodność lub życie pozagrobowe. Nekroli nie musiała już martwić się o to czy uda się jej przetrwać. Miała wyznawców i resztki swojego boskiego królestwa gdzie mogły przebywać duszę. Jednak do niej szli tylko jej wyznawcy na wieczny odpoczynek i ofiary dla niej na wieczną udrękę.

Co to znaczyło dla Morta? Nic!!! To było jak odjęcie grosza od miliona złotych. Nie zrobiło to by żadnej różnicy.

-Oooo!!! Jak ten czas leci! Muszę lecieć Mort! Pa!

Zanim wyniszczona manifestacja Morta zdołała w jakiś sposób zareagować Kaoticno zniknął.

Czemu musiało to się tak skończyć. Gdy pojawiła się lina mogąca wyciągnąć go z oceanu rozpaczy, okazała się ,że nie jest wstanie utrzymać jego ciężaru.

Zaraz… skoro lina jest za słaba by utrzymać jego ciężar to czy nie musi po prostu stać się grubsza.

W tym właśnie momencie na usta boga umarłych wypełnił metaliczny posmak, gdyż jego wargi wykrzywiły się w grymas, którego nie widziano u niego od eonów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz